Seijo no Maryoku wa Bannou desu – odcinek 1

Sei wraca do domu po ciężkim dniu w pracy i zapewne marzy o tym, żeby wziąć prysznic i położyć się spać – niestety, jej marzenia niszczy grupka magów z innego świata. Otóż Królestwo Salutanii boryka się z poważnym problemem; praktycznie od zawsze otaczają je przeklęte opary, z których co jakiś czas wynurzają się okrutne bestie. Oczywiście, Królestwo ma specjalne oddziały rycerzy, a także magów – wszyscy oni walczą ze skutkami „niezdrowego położenia”, ale co jakiś czas opary stają się tak gęste, że potrzeba „świętej”, aby poradzić sobie z kryzysem. No i tak się składa, że takie właśnie czasy nastały w Salutanii i w związku z tym rzucono zaklęcie przywołania, a oberwała nim niepozorna Sei. Problem polega na tym, że nie tylko ona. Otóż, albo zaklęcie udało się doskonale, albo wręcz przeciwnie, bo efekt jest taki, że pojawiły się dwie „święte”! I tak się składa, że książę Kyle (zapewne następca tronu Salutanii) z miejsca wybrał drugą kandydatkę… Wyszło bardzo niezręcznie, ponieważ Sei zignorował całkowicie i zapewne nie ma z tym nic wspólnego fakt, że Sei to przeciętna okularnica, a druga wybrana jest uroczą dziewuszką o wielkich oczyskach… Bohaterka ma pełne prawo być wkurzona i nawet pokrętne tłumaczenia i przeprosiny magów nic tu nie zmieniają, ale do domu wrócić się nie da, a przynajmniej magowie tego zaklęcia nie ćwiczyli. Koniec końców, Sei zostaje w pałacu – dostaje ładny pokój i pokojową, ale to by było na tyle. Telewizora niet, telefonu niet, komputera niet… Nuuudy!

Wszystko zmienia się, gdy bohaterka udaje się na samotny spacer po ogrodzie i odkrywa rabatki obsadzone ziołami! Napotkany mężczyzna informuje Sei, że z tych roślin powstają lecznicze eliksiry i jeżeli chce, oprowadzi ją po ośrodku badawczym, który właśnie tym się zajmuje. Zachwycona kobieta zostaje stałą bywalczynią ośrodka, nie powinno więc nikogo dziwić, że gdy jego dyrektor oferuje jej wakat, Sei z miejsca się zgadza. Szybko okazuje się, że ma prawdziwy talent, a jej umiejętności magiczne są wyjątkowe…

Spodziewałam się słodkiej, sympatycznej opowiastki wypełnionej bishounenami i chociaż wszystkie te elementy anime zawiera, na pewno wyróżnia się na tle podobnych opowieści, oczywiście na plus. Po pierwsze, główna bohaterka to charakterna i pewna siebie osoba, która nie pozwala dmuchać sobie w kaszę. Serio, jak ona patrzyła na to rozpuszczone książątko, a potem na kajających się magów! Zero paniki, strachu czy nieśmiałości – „urządziliście burdel, że proszę siadać, wasz książę zachował się jak ostatni burak i CO w związku z tym zrobicie?!”, serio, takie podejście to rzadkość w tego typu produkcjach. Po drugie, Sei nie jest bezużyteczna, ma hobby i związaną z nim wiedzę, którą wie jak wykorzystać, dlatego nie siedzi i nie jęczy, ale robi to, co w danej chwili wydaje się najsensowniejszą opcją. I po trzecie, przynajmniej na razie, bohaterka prezentuje się jak przeciętna młoda kobieta, a nie jakaś wymuskana mimoza o tęsknym wzroku. Bisze też zresztą fajne – na razie poznajemy głównie pracowników „laboratorium”, energicznego Jude’a i sprawiającego wrażenie odpowiedzialnego, dyrektora ośrodka. Księciunia chwilowo pomińmy milczeniem, zapewne ma powód, dla którego zachowuje się jak burak.

Audiowizualnie seria prezentuje się dobrze – ładne projekty postaci, niebrzydkie tła, żywa, ale nie krzykliwa kolorystyka. Do tego niezły podkład muzyczny. I tylko efekty komputerowe wydają się takie sobie. Na razie Seijo no Maryoku wa Bannou desu zapowiada się na kawał solidnej rozrywki w baśniowych dekoracjach. Na pewno kontynuowany będzie wątek dwóch „świętych” i to raczej na poważnie, biorąc pod uwagę scenę pokazującą, że Sei jest pod baczną obserwacją. Generalnie wiele wskazuje na to, że twórcy mają jakiś pomysł na fabułę, a seria ma ambicje na bycie czymś więcej niż paradą przystojnych panów ubiegających się o względy nijakiej dziewuszki.

Leave a comment for: "Seijo no Maryoku wa Bannou desu – odcinek 1"