Sentouin, Hakenshimasu! – odcinek 1

Będąc krok od zyskania kontroli nad Ziemią, liderzy Korporacji Kisaragi planują podbój innych planet. Na pierwszą misję wywiadowczą ma udać się agent Rokugou (tak, numer sześć, którego prawdziwego imienia nie dane było nam poznać), wraz z Alice – androidem wysokiej specyfikacji (przypadek? Nie sądzę). Nie jest rzecz jasna tym pomysłem zachwycony, zwłaszcza, że ma zostać przeteleportowany przy użyciu eksperymentalnej wersji urządzenia.

 

 

Chcąc nie chcąc, zostaje wepchnięty do maszyny i wysłany w siną dal. Razem z niewielkich rozmiarów partnerką lądują na obcej planecie, rzecz jasna mocno przypominającej Ziemię. Niestety, na wrażeniach artystycznych krajobrazu się kończy – chwilę później zostają zaatakowani przez dziwne stwory przypominające nieco dinozaury. Co prawda udaje się je pokonać, ale wymaga to niemałego wysiłku i nieco wymuszonej współpracy obojga. Jednak spotkanie stworów to tylko początek przygody pary bohaterów. Chwilę później na miejscu zjawiają się rycerze lokalnego państewka, którzy wierząc w absurdalną historię wymyśloną naprędce przez Alice, zabierają ich do miasta. Rokugou po drodze zauważa obiekt przypominający czołg, który przez panią rycerz Snow nazwany zostaje artefaktem po poprzedniej cywilizacji.

 

Spotkanie z oficjelami obcej planety otwiera duże możliwości wywiadowcze, zwłaszcza, że Snow widząc niewątpliwe umiejętności bojowe przybyszów, postanawia wykorzystać oboje w celu wzmocnienia własnych szeregów w walce demonami, którą to do tej pory przegrywają. Dość podstępnie planuje pozyskać dzięki temu sławę i pieniądze, a kiedy słyszy, że Alice może naprawić artefakt umożliwiający wywoływanie deszczu, jest wprost wniebowzięta. Oj, nie wie jeszcze, że Rokugou rzeczywiście ma nierówno pod sufitem, a także, że sytuację wywołaną przez jego głupie pomysły wykorzysta we własnych celach księżniczka Tillis.

Po powyższym opisie nietrudno odnieść wrażenie, że wszystkie wydarzenia potraktowano tutaj bardzo serio… A nic bardziej mylnego! Mamy tu do czynienia z czystej maści parodią. Zarówno postaci jak i akcja są przerysowane na niemal każdym kroku. Mamy tu wyśmiewanie schematów fabularnych, postaci oraz fanserwisu, co nie powinno dziwić patrząc na autora pierwowzoru – Natsume Akatsukiego. Tak, to ten sam pan, który odpowiedzialny jest za napisanie Kono Subarashii Sekai wo Shikufuku wo, a nawiązania do tego tytułu każdy go znający od razu zauważy. Czy tym razem historia wyszła mu równie zgrabnie? Pod pewnymi względami na pewno tak, zwłaszcza parodiowanie wydarzeń. Nieco gorzej wychodzi kwestia zachowań postaci – momentami była nieco zbyt przerysowana, zwłaszcza pod względem animacji twarzy Rokugou. Ogólnie pierwszy odcinek pozostawił pozytywne wrażenia, ale niektóre elementy zgrzytają i mam nadzieję, że ich ilość zmniejszy się wraz z upływem czasu.  Na pewno pozytywnie wypada też wprowadzenie postaci, które jesteśmy w stanie momentalnie rozszyfrować i wiemy czego się po nich spodziewać, mimo dość skąpych informacji na temat ich przeszłości. Duże braki są rzecz jasna w mechanizmach świata przedstawionego, które poznajemy dość szczątkowo. Z jednej strony od razu widać, że elementy technologiczne są tutaj częścią parodii, z drugiej trudno nie odnieść wrażenia, że jest w tym jakiś zamysł i być może zostanie nam on szerzej przedstawiony w przyszłości.

Dobrze wygląda oprawa techniczna. Projekty postaci, chociaż nie grzeszą oryginalnością, są zróżnicowane i szczegółowe, nie dochodzi też do wielu sytuacji z ich deformowaniem się, rzecz jasna pomijam tu celowe zabiegi będące elementem komediowym. Także animacja walk czy ruchu postaci jest zaskakująco atrakcyjna dla oka i poprawna technicznie. Swoją rolę spełnia też podkład dźwiękowy, którym umiejętnie kreowany jest nastrój wydarzeń, przez co sceny zyskują odpowiedni do założeń parodii charakter.

Pierwszy odcinek wprowadza nas do całkiem ciekawego świata i pokazuje zamysł twórców tego tytułu. Są tu rzeczy bardziej udane, są też mniej, ale całość finalnie wzbudza moją ciekawość. Rzecz jasna wszystko to może legnąć tu w gruzach totalnie zepsutej parodii, ale autor oryginału w przeszłości pokazał, że wie co robi. Czy tak będzie tym razem? Przekonamy się w nadchodzących tygodniach.

Leave a comment for: "Sentouin, Hakenshimasu! – odcinek 1"