Vivy – Fluorite Eye’s Song – odcinki 1 i 2

Przyszłość, świat za sto lat. Na scenę w parku rozrywki wychodzi androidka i z uśmiechem zaczyna śpiewać radosną piosenkę ku pokrzepieniu ludzkich serc. Nie zważając na taki mało znaczący fakt, że właśnie w tym czasie ludzie są krwawo wybijani na ulicach przez zbuntowane maszyny kierowane sztuczną inteligencją. Tymczasem do wieży komunikacyjnej przedostaje się jakiś naukowiec, barykaduje się w biurze i przed śmiercią wysyła jakiś program do jakiejś Divy, którą widzimy siedzącą gdzieś za szkłem. Następnie widz może skojarzyć kilka scen pokazujących, jak się robi androidy, które już chyba gdzieś widział (na przykład w GitS) i posłuchać o początkach stosowania robotów do różnych prac oraz uzasadnieniu zasady „jeden robot – jedno zadanie”. A potem z cieczy wyłania się nasza bohaterka, której twórcy oznajmiają, że od tej pory jej zadaniem jest „uczynić wszystkich szczęśliwymi przez swój śpiew” – tak oto powstaje ta tajemnicza Divy.

 

 

 

Divy, którą znajome dziecko z parku nazywa Vivy, jest pierwszym autonomicznym androidem w historii. Jej zadaniem jest śpiewać w parku rozrywki, a zaprogramowanym marzeniem – zaśpiewać na Scenie Głównej. Tu twórcy nam przybliżają postać bohaterki, bo Vivy rozmawia, kopiuje gesty idolek, śpiewa, ma jakieś przemyślenia, obracające się głównie wokół „muszę włożyć w to serce”, które zostają oczywiście sprowadzone do parteru przez program kontrolujący, przypominający jej, że „Kochana, jesteś robotem, wszystko, co robisz, to część programu który masz wgrany, nie decydujesz sama i nie marudź mi tu o jakimś wkładaniu serca”. Po czym przed kolejnym występem Vivy widzi nagle obrazy z przyszłości i system się zwiesza. Vivy trafia do wewnętrznego Archiwum AI i spotyka tam wyjątkowo bezczelną i gadatliwą kostkę – program – mówiącą głosem Juna Fukuyamy, twierdzącą, że ma mówić do niego Matsumoto, że jest programem z przyszłości i ona, czyli Vivy, musi do niego dołączyć, żeby zniszczyć AI.

 

 

Program nie daje się usunąć, jest nie do wykrycia, co gorsza, cały czas gada, a na koniec transportuje się do ciała misia-zabawki, skąd zaczyna, literalnie, rządzić (a dużo potrafi, w końcu to bardzo zaawansowane AI). I prowadzić gierki psychologiczne z bohaterką – na przykład zmusza ją podstępnie, żeby porzuciła rolę idolki i zaczęła zmieniać przyszłość na taką, w której nie nastąpi bunt maszyn. Ale tylko ciut, i tylko po linii prowadzącej do zapobiegnięcia masakrze ludzkości za sto lat – jakieś pomniejsze wypadki jak katastrofa samolotowa może sobie darować. I tak Vivy zaczyna współpracę z programem z przyszłości, z pierwszym zadaniem – uratowania niejakiego Aikawy, polityka stojącego za początkiem nadawania praw robotom i wykuwania terrorystycznej grupy Toak, nienawidzącej robotów.

 

 

No to na dzień dobry mamy motyw buntu maszyn, podróży w przeszłość, żeby zmienić przyszłość okraszoną idolkowym anturażem. Wcale nie ma nawiązań ani do GitS, ani do Terminatora, ani do Macrossa, ani do niczego… Nawet przez chwile do Portalu… Ale dobrze, wiemy, że bohaterka będzie musiała zmieniać przyszłość (przez sto lat), żeby ludzkość nie wyginęła, i będzie musiała znosić (przez sto lat) przemądrzałego „miśka”. Gdzieś nawet się pewno zaplącze znów jakaś grupa terrorystyczna, a Matsumoto z wyżyn swej przemądrzałości i wszechwiedzy będzie dążył do takiego pokierowania Vivy, żeby było po jego myśli, nie biorąc pod uwagę „czynnika ludzkiego” (co już wyszło w drugim odcinku). Ciekawostką będzie natomiast w jaki sposób twórcy w dwunastu odcinkach upchną kluczowe wydarzenia z okresu stu lat – patrząc po wyjątkowo chamskim przeskoku pod koniec drugiego odcinka sądzę niestety, że właśnie tak, czyli w postaci skakania po kolejnych latach – zresztą po napisach jest zapowiedź trzeciego odcinka, taka bardzo ni z gruszki, ni z pietruszki.

 

 

Graficznie jest bardzo nierówno – o ile widoczki oraz włoski Vivy i czasem oczka są w HD, to w pozostałych scenach mamy tłumy, które stoją i się nie ruszają, krzywe postacie, oszczędzanie na mimice, kadrowanie od tyłu w trakcie mówienia, powtarzalne elementy otoczenia, pustego otoczenia oraz akcja dziejąca się w ciemności. Oraz stopklatki. W sumie tak z twarzy animowanych mamy Vivy, polityka Aikawę i dwóch terrorystów. I miśka. Na pocieszenie mamy natomiast scenę wybuchu i zawalenia budynku – dosyć dobrą, oraz Vivy w stroju bojowym. Ale naprawdę, jak widać na zrzutkach to wygląda ładnie, gorzej, jak się zaczyna ruszać.

Po dwóch odcinkach uczucia mam mieszane, a zapowiedź trzeciego miesza jeszcze bardziej. Zobaczymy.

Leave a comment for: "Vivy – Fluorite Eye’s Song – odcinki 1 i 2"