D_Cide Traumerei the Animation – odcinek 1

Pamiętajcie, kochani czytelnicy: jeśli ciemną nocą w zaułku upitoli Was w nogę nieznane zwierzątko, to idziecie do lekarza zaszczepić się na wściekliznę i tężec, a nie wracacie do domu i jakby nigdy nic udajecie się w objęcia Morfeusza. Bohater tej serii, nastoletni Ryuuhei Oda, postąpił w ten drugi sposób i wylądował w mocno psychodelicznym pejzażu, gdzie po chwili zaczęły go ganiać jeszcze bardziej psychodeliczne stwory. Z opresji ratuje go dwójka malowniczo ekscentrycznych wojowników, potem zaś sen się kończy, a bohater wraca do prozy szkolnego życia (przyjaciółka z dzieciństwa, kumpel typu „inteligent w okularach”) oraz trenowania kickboxingu. Tymczasem jednak gdzieś w wielkim Tokio pewien gracz komputerowy poważnie frustruje się z powodu spadku w rankingu ulubionej gry… A nieco później wspomniane wcześniej psychodeliczne stwory w towarzystwie większej i groźniejszej paskudy wyłażą na tokijską ulicę, oczywiście w pobliżu miejsca, gdzie akurat znajduje się bohater. Ryuuhei robi tym razem, co rozsądek nakazuje, czyli bierze nogi za pas, jednak kolejna dwójka wojowników, którzy pojawiają się na miejscu, informuje go (mocno zdawkowo i enigmatycznie), że jest Wybrany, a w związku tym ma się przestać ochrzaniać, zwizualizować sobie, co trzeba (broń i stylowo niepraktyczne ciuszki), i pomóc im w rozprawie z kolektywem paskud. Bohater to czyni, na koniec zaś doznaje traumatycznego objawienia, że cała ta draka ma podejrzany związek z symbolem, który widział wiele lat temu, przy martwym ciele swojego starszego brata. Przypadek? No właśnie…

Jak na przygodówkę z walkami na supermoce nie było aż tak bardzo źle – w odcinku dzieje się sporo, poznajemy ogólne zarysy „mechaniki” świata na tyle, żeby rozumieć, kto z kim walczy i dlaczego, acz pozwoliłam sobie pominąć towarzyszącą temu rozbudowaną terminologię. Same potyczki są dynamiczne, a tła miejscami naprawdę ładne. Niestety to wszystko nie równoważy tego, co dla części widzów może być wadami nie do przejścia. Przede wszystkim nie da się ukryć, że „już to grali” – w tym przypadku mam poczucie, że oglądam wspomnienia po Personie skrzyżowane z którymś mahou shoujo. Same wyjaśnienia wydają się zbyt obszerne, bardziej przypominają wprowadzenie do lore gry komputerowej niż płynny wstęp do fabuły serii animowanej (tak, to JEST adaptacja gry, co sporo tłumaczy). Nie brakuje scen, kiedy bohaterowie tłumaczą swoimi wieloletnim znajomym, kim są i co robią, a dialogi, szczególnie w urywkach „szkolnych” są przyciężkawe.

Marnie wypada także warstwa techniczna, a trochę szkoda, bo ma niewątpliwe zalety, z kolorystyką ogólną oraz projektem „sennego” świata na czele. Przede wszystkim cała animacja jest w CG, co niestety oznacza, że bohaterowie przypominają gładkie lalki. Powiedziałabym, że tak być musi, ale w zeszłym sezonie Bakuten!! udowodniło, że to nie przeszkadza w pokazaniu stosownej ekspresji i uczłowieczeniu bohaterów. Tu natomiast bohaterowie mają mimikę jak po piątej serii zastrzyków z botoksu – ogranicza się do otwieranych szerzej ust i oczu, ale i to rzadko, bo zwykle widzimy nieruchome maski w ogóle niepasujące do emocji, jakie słychać w głosach seiyuu. Co gorsza, w większości głosy kompletnie nie pasowały mi do postaci, może to kwestia przyzwyczajenia, ale na razie przeszkadza. Statyści w tle są jeszcze bardziej sztywni niż bohaterowie i mocno psują ujęcia – już chyba wolałabym puste ulice. Wszystko to nie są wady zaporowe – chyba że dla kogoś wadą zaporową jest samo CG jako podstawowa metoda animacji – ale w połączeniu z dość sztampowym wprowadzeniem nie nastrajają zbyt optymistycznie, a przede wszystkim mordują klimat, który mógłby tę serię uratować. W najlepszym razie zapowiada się średniak.

Żeby nie było, że tylko krzywych piersi u pań się czepiam: ilo-pak tu widzimy?

Leave a comment for: "D_Cide Traumerei the Animation – odcinek 1"