Kanojo mo Kanojo – odcinek 1

Naoya Mukai wyznał swoje uczucia przyjaciółce z dzieciństwa, dzięki czemu ma teraz dziewczynę. Jak sam twierdzi, jest z tego powodu najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Życie jednak przynosi kolejną niespodziankę. W przerwie pomiędzy lekcjami, uczucia wyznaje mu uczennica pierwszej klasy, niejaka Nagisa Minase. Nie mogąc oprzeć się jej wdziękom bohater postanawia, że może zostać jego drugą dziewczyną! Teraz tylko przekonać tę pierwszą żeby się na to zgodziła.

 

 

Pomysł na taki nietypowy związek zapewne nie raz i nie dwa pobudzał fantazję miłośników szkolnych romansów. Wypadłoby jednak umieć podejść do tematu w sposób, który nie odrzuci widza na kilometr od ekranu. Tym razem się to totalnie nie udaje, przynajmniej na razie. Naoya jest śmiertelnie poważny w każdej sprawie, zachowuje się jakby nie potrafił odczytywać atmosfery ani zrozumieć żartów własnej dziewczyny. Nie ma też za grosz wyczucia tego, czego nie powinien robić publicznie, jakich składać propozycji czy w jaki sposób rozmawiać. Krótko mówiąc, jest totalnie żenujący i odpychający. Nie rozumiem co widzą w nim panie, a zwłaszcza Nagisa, która zdaje się nie mieć innego celu w życiu jak tylko uwiesić się na jego szyi. Przez chwilę zdawało się, że przynajmniej Saki Saki (pierwsza dziewczyna bohatera, ta czerwonowłosa) ma nieco więcej rozumu w głowie, ale stan jej oburzenia trwa jedynie krótką chwilę, a później szybko idzie z prądem tej toksycznej rzeki i godzi się na tę patologiczną relację. Taki obrót spraw, bez chwili głębszego zastanowienia się czy przedyskutowania potencjalnych skutków, mógłby by być wprowadzeniem do serii hentai, ale w tym wypadku tego zapewne nie uświadczymy. Zapowiada się tutaj spektakularna porażka, gdyż nie ma tu nawet dwóch udanych elementów komediowych, a chyba takie zachowania bohaterów miały być śmieszne.

Strona techniczna nie wypada najgorzej. Co prawda rodzaj kreski i kolorystyka wpisują się w utarty schemat „tak wygląda szkolna komedia romantyczna” z ostatnich lat, ale nie odstrasza na pierwszy rzut oka krzywymi sylwetkami czy deformacjami. Co prawda te drugie pojawiają się przy przejściach postaci na dalszy plan, ale nie jest to nic nadzwyczajnie karykaturalnego. Nieudanie wypadają za to próby fanserwisu, którego cechą charakterystyczną są ujęcia z niskiej kamery. Brakuje im odpowiednio dobranych damskich kształtów i detali, a po części wynika to z karykaturalnych prób ukrycia damskiej bielizny mimo noszenia przez bohaterki spódniczek o długości, która zawstydziłaby niejedną pannę lekkich obyczajów. Zresztą scena kąpielowa i bohaterki w ręczniczkach też nie przykuwają wzroku. Te niedoskonałości strony graficznej to jednak nic przy ścieżce dźwiękowej, która składa się z czołówki totalnie nie nadającej się do słuchania i wymuszającej jej przewinięcie, ale także totalnej porażki w próbach zbudowania klimatu scen podkładem muzycznym. Ja wiem, że zadanie nie było łatwe ze względu na ich absurdalny charakter, ale końcowy efekt: ni to komediowy ni poważny, zapada w pamięci niezbyt pozytywnie.

Mniej więcej taką miałem minę podczas seansu odcinka. Chociaż wypada napisać „seansu”, gdyż oglądałem go na raty. Dawno nie widziałem tak nieudanego startu w komedii romantycznej – nawet zeszłosezonowe Osananajimi ga Zettai ni Makenai Love Comedy wypadało lepiej i miało pojedyncze udane sceny. Tutaj jest ich totalny brak: postaci są wprost odrzucające, podejście do tematu ukazane w najgorszy z możliwych sposobów, a strona techniczna nie tylko niczym pozytywnym się nie wyróżnia, ale także kaleczy słuch w postaci piosenki z czołówki. Nie ma tu nic, co zachęcałoby do sięgnięcia po kolejny odcinek.

Leave a comment for: "Kanojo mo Kanojo – odcinek 1"