Peach Boy Riverside – odcinek 2

Kontynuujemy bez przeszkód. Podczas gdy Sally wykrzywia się do morsa, co ten znajduje zabawnym, ale krótko, bo zabawa kończy się po chwili na rozcięciu go, jego towarzyszka, ta od Oka Saurona, regeneruje siły pod nieodległym drzewkiem, gdzie nachodzi ją nie kto inny, a obiekt westchnień… pardon, poszukiwań księżniczki. I po miłej pięciominutowej konwersacji, podczas której wymienili uprzejmie swoje powody do walki – w skrócie, nienawiść rasowa, choć pojawił się i wątek powiedzmy że ekologiczny, konkretnie rabunkowej gospodarki ludzkiej – stanęli do tejże. W trakcie oczywiście gadali dalej, komentując swoje techniki, umiejętności itd., aż do nieuniknionego, czyli wygranej Mikoto Kibitsu. Trochę mnie ścięło, kiedy przymierzył się do zabicia oni, wyglądającej znów jak dziewczynka (no, wcześnie dojrzała), ale tylko pozbawił ją oka i rogu, kryjących ponoć moc. Niby miało to być gorsze niż śmierć, ale jego towarzysz, gadający biały pies, który pojawił się na placu boju, skomentował, że Mikoto zobaczył w niej siebie, co zapewne oznacza, że chłopak był wyrzutkiem społeczeństwa, bo taki los czeka „uczłowieczoną” oni.

Tymczasem Sally dochodzi do siebie po utracie przytomności i zostaje poinformowana przez Hawthorna o swoich bohaterskich czynach – co prawda rycerz nie był ich świadkiem, ale entuzjastyczne słowa Frau plus zakrwawiony miecz księżniczki i truchło morsa mówią same za siebie. Jako że komendant jest faktycznie człowiekiem rozsądnym, oddelegowuje obydwie panienki do pilnowania najnowszego kłopotu: dziewczyny podejrzewanej o bycie oni. Grozi jej egzekucja, ale Hawthorn jest także człowiekiem, który nie kwapi się do pochopnych a nieodwracalnych decyzji… Generalnie, muszę powiedzieć, że lubię tego gościa i jego zrównoważony, choć niepozbawiony poczucia humoru i dystansu do siebie sposób bycia.

Wracając do fabuły: oni orientuje się, że straciła moc, co skutkuje autodestrukcyjnym nastrojem, a Sally dowiaduje się, że maczał w tym palce Mikoto. Mimo radości księżniczka współczuje jego przeciwniczce do tego stopnia, że postanawia ją uwolnić, w czym nieoceniona jest pomoc Frau, a konkretnie jej kopniak. Powiadomiony Hawthorn pędzi przemówić Sally do rozsądku, ale nie bardzo mu wychodzi, bo ona też już zdążyła się zorientować w jego charakterze. W sumie zabawne to było i jakoś sympatyczne. Ale nastrój zmienił się jak za dotknięciem różdżki, kiedy całe miasto na oczach komendanta zostało znienacka zdmuchnięte z powierzchni ziemi…

No cóż, gadanie przed walką, w trakcie i po, aż człowiek, znaczy widz, trzy razy zdąży się znudzić, to przywara wielu serii anime, więc uznajmy, że nie ma co się z tego powodu nad tą konkretną szczególnie wytrząsać. Kolejnym zaobserwowanym w tym odcinku minusem były ubożuchne tła, tak krajobrazy (chyba żeby tę pustkę naokoło zamku uznać za efekt jego budowy, czyli wspomnianej rabunkowej gospodarki, ale nie wydaje mi się), jak i wnętrza. Za to łóżka mają tam zdumiewająco duże… Generalnie, wizualiami nie ma się co zachwycać, oględnie mówiąc. Ale postaci są moim zdaniem dość sympatyczne – obok Hawthorna z miejsca urzekł mnie pies – nieźle rysowane i animowane, akcja nie zwalnia i jest w miarę sensowna, w ramach konwencji oczywiście, elementy czy momenty humorystyczne jakoś tam grają, tym razem bez wspomagaczy spod znaku literki H. Na horyzoncie są już także nowi wrogowie; co ciekawe, najwyraźniej z obu ras, więc z pewnym zainteresowaniem czekam na kolejny odcinek.

Leave a comment for: "Peach Boy Riverside – odcinek 2"