Shinigami Bocchan to Kuro Maid – odcinek 2

Wiele jest rzeczy, które mi w tej serii przeszkadzają, a jedną z nich jest to, że bierze ona na warsztat tragiczny motyw – czyli klątwę rzuconą na głównego bohatera, która zabija wszystko, czego ten dotknie – a następnie pieczołowicie ubija wszelki tragizm schematem, sztucznością, prymitywnym humorem oraz wręcz koszmarną powtarzalnością scen i dialogów. Tak strasznie jest ten bohater odrzucony, że wszyscy do niego lgną… W trybie przyspieszonym, kompletnie nieprzekonująco i bez emocji pokazuje się nam, że Panicz i służąca się kochają. Żeby chociaż postaci dostały na tyle czasu ekranowego, żebyśmy je dobrze poznali i polubili, mogli się zaangażować w to, co dzieje się na ekranie, ale my jesteśmy wrzuceni od razu w środek wszystkiego i w efekcie guzik nas obchodzi ich los. Gdyby to była sztuka teatralna, która położyłaby nacisk na inne elementy, to takie uproszczenia nie raziłyby aż tak, ale w przypadku anime, które jednocześnie stara się pokazać postaci jako sympatyczne (i ponosi porażkę), to nie działa.

Wspomniana powtarzalność to wałkowanie wciąż tego samego: bohater nie może dotknąć bohaterki, bohaterka niebezpiecznie się do niego zbliża, flirtując, bohater się rumieni i panikuje, oskarża ją o molestowanie. Drugi odcinek to dalej to samo, nawet kiedy wraca kamerdyner, kiedy Panicza odwiedza młodsza siostra czy gdy pojawia się kot – nic się nie zmienia – dialogi czy reakcje postaci są wciąż takie same. No, może „humor” przebija się przez dno i niknie gdzieś w otchłani, wraz z jakże niespodziewanym żartem o „lolikonie”.

Wspomniany kamerdyner oraz siostra Panicza to nowe postaci, więc jest kilka scen, które mają pozwolić nam lepiej je poznać, co w zasadzie sprowadza się do tego, że kręcą się koło głównego bohatera, a w efekcie do przywoływania znowu i znowu znanego nam już do znudzenia motywu oraz dialogów. Najmniej boleśnie prezentuje się tutaj niedowidzący starszy kamerdyner służący Paniczowi odkąd ten był dzieckiem, a najgorzej wypada siostra, w przypadku której najbardziej rzuca się w oczy służebność postaci wobec, hm, przekazu.

Oglądanie tego to męczarnia, pisanie o tym również do łatwych nie należy, bo człowiek przez charakter serii cały czas łapie się na powtarzaniu tego, o czym już pisał, a do tego – jak już wspomniałam poprzednio – seria jest okropnie brzydka i skromna, jeśli chodzi o tła, a muzycznie również czterech liter nie urywa, choć dźwięk to może jedyny element, przy którym człowiek nie zgrzyta zębami. Przynajmniej nie za mocno.

Leave a comment for: "Shinigami Bocchan to Kuro Maid – odcinek 2"