Tantei wa Mou Shindeiru – odcinek 2

Wybaczcie spóźnienie – różnie w życiu bywa, aczkolwiek trzeba przyznać, że nie aż tak różnie, jak w tej animce. Właściwie mogłabym zachęcić do obejrzenia, żebyście się sami przekonali, ale mogłyby mnie za to spotkać nieprzewidziane konsekwencje, sądowe albo nawet karmiczne, więc jak coś, to na własną odpowiedzialność.

Otóż przed Kimizuką, pragnącym w ostatniej klasie liceum tylko spokoju po trzech latach ratowania wraz ze Siestą ludzkości w dżunglach, na pustyniach i oceanach, zwykle bez grosza przy duszy, ale zawsze skutecznie, staje dziewoja ze szkoły imieniem Nagisa Natsunagi i żąda/prosi, najpierw wciskając mu palce do gardła i grożąc urwaniem języczka, a potem przyciskając do obfitej piersi, by jako legendarny detektyw odnalazł dla niej KOGOŚ. Drobny szczegół: kompletnie nie wie, kogo. Kimizuka musiał naprawdę dużo przejść przy tamtej swojej Nemezis, bo ani na moment nie traci opanowania, a rozsądnie próbuje wyjaśnić jej niemożliwość tego zlecenia. Wtedy Nagisa ujawnia, że rok temu przeszła operację transplantacji serca, co dało jej literalnie nowe życie, i wychodzi na to, że to nieukierunkowane pragnienie może być spuścizną po jego dawcy. Niemniej koniecznie trzeba je spełnić!

Kimizuka, niespodzianka, ma na to pomysł, więc umawiają się na spotkanie kolejnego dnia. Przy okazji, zupełnie mimochodem, chłopak unieszkodliwia drobnego przestępcę (nauka u boku Pogromczyni Zła się ewidentnie opłaciła), po czym zjawia się piękna policjantka, jego stara znajoma, i okazuje się, że właśnie na nią czekali. Zabiera ich do więzienia – zdaje się, że połączonego z komendą, bo ma tam gabinet, i zdaje się, że półlegalnie, bo odrabia w nim papierkową robotę, kiedy oni zmierzają na spotkanie – znów niespodzianka – z Nietoperzem, poznanym w poprzednim odcinku porywaczem samolotu. No kto by się domyślił. Chłop siedzi w zaostrzonym rygorze, czemuś mu oczy wyblakły z jadowitej zieleni do szarości, co oznacza, że jest niewidomy, ale tę paskudną fioletową mackę nadal ma. I Kimizuka chce, żeby posłuchał bicia serca Nagisy i stwierdził, czy przypadkiem go wcześniej nie słyszał i nie rozpoznaje. Bo macka, wyrastając z miejsca normalnie zawierającego ucho, daje „półandroidowi” słuch absolutny, działający bez pudła na 100 km (ale tylko wtedy, gdy chce, bo by zwariował). Nietoperz długo się nie krygował i szybko oraz obrazowo ujawnił to, czego widz i być może czytelnik tych słów już się domyślił – tak, Nagisa ma serce Siesty! I ono nie tylko pragnęło ponownego spotkania z Kimizuką, co objawiło się owym bliskim uściskiem (o palcach w gardle mowy nie było, ale Siesta do normalnych dziewcząt przecież nie należała), ale też, QED, dało nowej właścicielce odporność na ataki Nietoperza (i zapewne innych złych jego gatunku, bo przypominam, że stoi za nim Zła Organizacja SPES).

Kimizuka reaguje w sumie odpowiednio do sytuacji, to jest najpierw próbuje zaprzeczyć lub uznać to za przypadek, na co Nagisa lekko eksploduje w obronie pośmiertnego pragnienia Siesty; potem daje upust wzruszeniu i ściska dziewczynę, a jeszcze potem sugeruje jej pójście swoją drogą i życie własnym życiem, które zostało jej darowane. Rada słuszna, ale na razie nie wiadomo do końca, co na to panna, bo pojawia się kolejna, nieco młodsza, przynajmniej z wyglądu, ze zleceniem dla „legendarnego detektywa” i z opatrunkiem na oku. Boję się myśleć, co się pod nim kryje i jakiego koloru…

No tak. Czy mam coś dodawać do powyższego? Bo szczerze, to jest ten rodzaj głupoty, o której się nie chce rozmawiać… ani nawet pośmiać. W kwestiach technicznych też pozwolę sobie krótko: przybyło pustych teł, ale postaci nadal wyglądają i ruszają się bez kiksów, chociaż na zrzutkach nie dzieje się nic ciekawego. Za to muzyka wciąż zaskakująco klimatyczna. Chętnie zakończyłabym na tym zajawkowanie, (nie) polecając tak jak w pierwszym akapicie, ale zapewne zobaczymy się z animką za tydzień, już bez żadnych nadziei na lepiej.

Leave a comment for: "Tantei wa Mou Shindeiru – odcinek 2"