Tsuki ga Michibiku Isekai Douchuu – odcinek 1

Dla Makoto Matsumiego to był zwykły dzień – zjadł śniadanie, poszedł do szkoły, postrzelał z łuku w klubie, wrócił do domu, poprzeglądał internet i poszedł spać. Po czym obudził się gdzieś indziej przyzwany przez boga Tsukuyomiego, i został poinformowany, że stanie się bohaterem i zostanie oddany bogini z innego świata. Okazało się bowiem, że rodzice Makoto w Japonii znaleźli się właśnie po podpisaniu kontraktu z rzeczoną, a w zamian mieli jej oddać co mają najcenniejsze. Makoto, który ma tak w ogóle wyjątkowo niską samoocenę, stwierdza, że w takim razie to żeby nie musiały jego siostry się tu pojawić, to sam się zgłosi. Po czym podpisuje kontrakt i zostaje wrzucony do samej bogini…

 

…Która po minimonologu o rodzicach płynnie przechodzi do obrażania bohatera, wyzywania go od robaków i generalnie skazania na śmierć, bo według niej nie zasługuje na bycie bohaterem, ani na nic. Gwarantuje mu (bo musi) jednak jeden dar, i jest to umiejętność rozumienia języków wszystkich stworzeń w tym świecie. Po czym literalnie zrzuca go na pustkowia. Na szczęście dla Makoto pojawia się przed nim Tsukoyomi i daje mu dosyć przydatny dar (jeśli można to tak nazwać).

 

Po twardym lądowaniu na ziemi nasz bohater podejmuje mozolną wędrówkę, w trakcie której… nic się nie dzieje. Jeśli nie liczyć uratowania niejakiej Emmy, orkowej panny, która podąża przez pustkowie by złożyć się w ofierze niejakiej Shen w celu ocalenia wioski. Oczywiście Makoto traktuje to jako „event” i postanawia jej pomóc, po czym ląduje w rzeczonej wiosze i zaczyna się uczyć magii od Emmy. I tu przy okazji już zaczyna wychodzić, że to, co ofiarował mu Tsukuyomi, jest bardzo przydatne.

 

Oczywiście na drugi dzień, jak na bohatera isekaja przystało, Makoto rusza samotnie rozprawić się z Shen, co skutkuje oczywiście sceną walki, rozkiminieniem w końcu daru Tsykuyomiego oraz pojawieniem się „nowej” postaci, która będzie towarzyszyć bohaterowi w ramach zawartego kontraktu.

 

Pominąwszy samobiczowanie się bohatera oraz trzyminutową wstawkę z boginią oceniam jak na razie odcinek na oglądalny. Wyobrażenia bohatera o isekajach rozmijają się wyraźnie z rzeczywistością, na jaką się natyka, natomiast otrzymane „zdolności” (jedna na odwal, a druga jak widać przemyślana) zdecydowanie mi się bardziej podobają, niż typowe „przybyłem do innego świata i padają mi wszyscy do stóp”. Dostrzegam spory potencjał, w tym też, nie oszukujmy się, na Gary Stu. Pod względem graficznym wygląda także dosyć dobrze, smok się mi zdecydowanie podobał i orki też, reszta – trudno ocenić, było tylko Pustkowie na krańcu świata, więc małe pole do popisu. Zobaczymy, co będzie dalej.

Leave a comment for: "Tsuki ga Michibiku Isekai Douchuu – odcinek 1"