Blue Period – odcinek 1

Yatora Yaguchi chodzi do drugiej klasy liceum. Do obowiązków szkolnych podchodzi poważnie, wiedząc, że dobre oceny otworzą mu drogę do wielu możliwości. Poza szkołą i spotkaniami z kolegami w barach czy na oglądaniu meczów chłopak niczym się głębiej nie interesuje, a ten brak pasji coraz bardziej go uwiera. Ujrzenie pięknego obrazu w pracowni artystycznej, do której idzie po zapomniane papierosy, zapoczątkowuje nowy okres w jego dotychczas pozbawionym barw życiu. Choć długo się broni przed uznaniem sztuki za coś wartego zachodu i jego czasu, koniec końców, m.in. dzięki pomocy doradczyni koła artystycznego, pani Masako Saeki, i jej podopiecznych, Ryuuji Ayukawy i Maru Mori (autorki obrazu), postanawia dołączyć do klubu.

Pierwszy odcinek Blue Period za nami – a muszę przyznać, że było to bardzo udane rozpoczęcie serii. Podobało mi się głównie z dwóch powodów. Najpierw – protagonista. Nieco obawiałam się postaci nijakiej, przesadnie zamkniętej w sobie i rozmyślającej o swoim marnym bycie, tymczasem Yatora jest charakterny, twardo stąpa po ziemi i w przeciwieństwie do swoich rozrywkowych kumpli zdaje sobie sprawę, na czym dorastający człowiek powinien się skupić. O dziwo nie jawi się też jakoś specjalnie sympatycznie, o czym najlepiej świadczy jego odzywka do Ryuuji podczas ich pierwszego spotkania (dziewczyna – całkiem słusznie – miała ochotę walnąć go w twarz), choć też trudno uznać go za niedającego się lubić gbura. Z pewnością ocena tej postaci będzie różna. Druga rzecz to przedstawienie rodzącej się w bohaterze ciekawości do sztuki. Yaguchi po zobaczeniu dzieła Maru nie wpada w natychmiastowy zachwyt. Zanim w pełni przyzna się przed innymi, a zwłaszcza przed samym sobą, że malowanie sprawia mu przyjemność i satysfakcję, musi przejść przez etapy sceptycyzmu („to bezużyteczne”, „to bezsensowne” powtarzane podczas szkicowania), niepewności, irytacji czy wręcz szydzenia ze świata artystów („jak można zajmować się czymś, z czego nie da się wyżyć?”). Twórcom wystarczył zaledwie jeden odcinek, by wiarygodnie ukazać zmianę w nastawieniu protagonisty – tempo nie wydało mi się ani zbyt pospieszne, ani zbyt powolne.

Oprócz Yaguchiego poznaliśmy bliżej jeszcze trzy postaci – wszystkie na start sprawiły interesujące wrażenie. Najbardziej spodobała mi się pani Masako, poczciwa starsza nauczycielka, acz scena z kolegami Yatory ujawniła w niej pewną ekscentryczność – zobaczymy, czy często będzie dochodziła do głosu. Z kolei między Yaguchim a Ayukawą fajnie iskrzy, tym bardziej że lubią postawić na swoim. Maru swoją postawą sprawia wrażenie dziewczyny nie młodej, a bardzo doświadczonej życiowo (serio, jak gdybym patrzyła na jakąś staruszkę). No, skoro już pierwsi bohaterowie prezentują się tak ciekawie, nie mogę się doczekać pozostałych. A, i małe wytłumaczenie, aby nie dostało mi się od czytelników mangi – przeczytałam co nieco o jednej z postaci i wiem, co się później okazuje (zresztą, już po tytule grzecznościowym, którego użył wobec niej Yaguchi, można to wyłapać), w zajawkach jednak będę używała takich i takich form, takiej i takiej odmiany imienia, po części by za bardzo nie spoilerować, po części dla swojego świętego spokoju… (specyfika języka polskiego nie pomaga, ech…)

Jeszcze przed obejrzeniem odcinka usilnie próbowano mi pokazać, że pod względem realizacji blisko mu tragedii, głównie wskazując na słabą animację. Owszem, momentami wygląda średnio, osobiście jednak nie byłabym aż tak surowa. Absolutnie da się na anime patrzeć bez bólu oczu, ba, nie brakuje naprawdę ładnych ujęć, teł czy zbliżeń. Zrobienie paru reprezentatywnych zrzutek nie okazało się trudnym zadaniem. Pozytywnie oceniam też różnorodność projektów postaci – na szczęście nie będziemy oglądać jedynie ładnych i szczupłych dziewczyn/chłopaków. Muzyka, której ogólnie nie pojawia się zbyt dużo, ładnie i nienachalnie podkreśla spokojny klimat serii m.in. jazzowymi kompozycjami.

Leave a comment for: "Blue Period – odcinek 1"