Blue Period – odcinek 2

Jak Yatora sobie wymyślił, tak uczynił i dołączył do klubu artystycznego. Pani Saeki zadaje podopiecznym – wśród których przeważają panie – na wakacje zadanie narysowania jak największej liczby różnych rzeczy, które tylko przyjdą im do głowy, w czym ma im pomóc m.in. robienie zdjęć. Yaguchi bardzo przykłada się do pracy, czując coraz większą ekscytację płynącą z pierwszej pasji. Pozostaje jednak proza życia, czyli przekonanie rodziców, że pójście na studia malarskie nie jest takim złym pomysłem. Matka (zdania taty na razie nie poznajemy), choć długo nie czuje się przekonana do decyzji syna, ostatecznie, wzruszona jego pracowitością i tym, że chce na niej polegać, przystaje na to, aby podążał wymarzoną drogą. W międzyczasie Yatora wraz z Ryuuji decydują się przystąpić do zajęć przygotowawczych.

Odcinek skupia się też na Maru Mori, dziewczynie z ostatniego roku przygotowującej się do pójścia na studia. Koledzy i koleżanki wraz z panią Masako trzymają kciuki, by dostała się na upragniony Uniwersytet Sztuki Musashino, co też się udaje. Z sukcesu bohaterki cieszy się też Yatora, który przyznaje, że właśnie ona zachęciła go do spróbowania swoich sił w malarstwie; także jej słowa wypowiedziane podczas wspólnego rysowania dają chłopakowi dużo do myślenia i popychają do rozmowy z rodzicielką. Rok szkolny dobiega końca i klub żegna dwie członkinie (oprócz Maru Yamamoto) – Yaguchi podarowuje Mori obiecany obrazek.

Coś szybko poszło – dopiero się Yaguchi dopisał do klubu i już mija prawie rok, i odchodzi jedna z postaci, o której sądziłam, że zadomowi się w serii na stałe. Przynajmniej o Ryuuji nie trzeba się martwić… Nawet dla osób nieobeznanych z pierwowzorem takich jak ja tempo może wydać się pospieszne, najwyraźniej jednak twórcom bardzo zależy, aby prędko uporać się z klubową częścią historii. Szkoda, że cierpią na tym różne wątki i relacje między postaciami, ze szczególnym uwzględnieniem tej między Yaguchim a matką, przez co końcowa rozmowa bohaterów nie wybrzmiewa jak powinna, stając się zbyt łzawa, w złym tego słowa znaczeniu. Z drugiej strony na tyle źle, by jęczeć z rozpaczy albo łapać się za głowę, też nie jest. Kwestii dotyczących malarstwa, technik itp. nie śmiem, jako zupełny laik, poruszać, tu też, zgaduję, pojawiają się skróty w stosunku do mangi, mimo to czegoś tam interesującego można się nauczyć, rozmów bowiem o sztuce, jak i samego tworzenia zdecydowanie nie brakuje.

Z plusów, poza tymi wymienionymi w poprzedniej zajawce (wciąż bardzo mi się podoba protagonista i nie narzekam na oprawę wizualną) – cholewnie spodobała mi się Mori i mam nadzieję, że nie zniknie z serii na dobre, bo takich spokojnych, pełnych wewnętrznego ciepła, a przy tym nie odznaczających się przesadną nieśmiałością albo słodkością bohaterek ze świecą szukać (seiyuu – debiutantka! – dobrana idealnie). Jeszcze bardziej intryguje mnie, jak by to nazwać, surowy (?) klimat serii i nie mówię tu o braku emocji, choć oczywiście przez wzgląd na wspomniane tempo nie dają się właściwie odczuć. Nieprzerysowane, normalne kreacje bohaterów, prawie nieobecna muzyka, stonowana kolorystyka, nieuciekanie się do np. graficznych uproszczeń/żarcików mających na celu sprawienie, że anime stanie się przystępniejsze w odbiorze… Wychodzi, że czekają nas czyste, życiowe okruchy, co, jak mniemam, niekoniecznie musi każdemu wydać się atrakcyjne, zwłaszcza jeśli i tematyka nie podejdzie. Ja czuję się przekonana i czekam na dalszy rozwój wydarzeń (oby mniej pospieszny) i pojawienie się nowych bohaterów.

Leave a comment for: "Blue Period – odcinek 2"