Deep Insanity: The Lost Child – odcinki 1-3

Jak już zdążyliśmy się przekonać, z projektami multimedialnymi bywa różnie. Kwadratowo i podłużnie… a czasem koślawo. Przykład Deep Insanity: The Lost Child pokazuje, że bywa i bardzo koślawo. Sam pomysł co prawda zły nie jest i w dobrych rękach pewnie mógłby stać się przynajmniej niezłym kinem fantastyczno-naukowym. Tyle że wyszło jak zwykle.

Tajemnicza choroba zwana Syndromem Randolpha rozprzestrzenia się po świecie i niewątpliwie jest związana z odkryciem jeszcze bardziej tajemniczego podziemnego świata (nazwanego Asylum), do którego wejście znajduje się na biegunie, a w którym prócz dziwacznych roślin i ludzi niewiadomego pochodzenia można znaleźć jeszcze dziwaczniejsze potwory. Kilka organizacji położyło łapska na tym nowym odkryciu i na różne sposoby próbuje dociec, co tak naprawdę kryje enigmatyczna kraina. Co jakiś czas specjalnie wyszkolone oddziały schodzą w głąb ziemi, aby badać Asylum. A że sporo delikwentów pada albo ofiarą wyżej wspomnianej choroby bądź jakiegoś potwora, to nieprzerwanie trwa nabór. Jednym z ochotników jest oczywiście główny bohater, który trafia do specjalnego zespołu… który chyba schodzi pod ziemię tylko po to, żeby co jakiś czas utłuc jakiegoś potwora. Swoją szosą, świeżynek zostaje od razu rzucony na głęboką wodę bez żadnego przeszkolenia, a grupa, do której należy, jest tak zajedwabista, że jej członkowie nie potrzebują kombinezonów ochronnych, noszonych przez innych. Dyscyplina też zdaje się tu nie istnieć, bo za łamanie zasad dostaje się upomnienie i raz nieco mocniej po mordce.

Dziur i nieścisłości tu naprawdę dużo, ale to nie one są główną wadą tego anime. Nawet schematyczność można by wybaczyć, podobnie jak słabą oprawę graficzną (muzycznie jest nieźle, ale z pominięciem openingu), gdyby nie jedna istotna rzecz – to jest potwornie nudne i nijakie. Niby coś się dzieje, niby strzelają, niby bohaterowie przeżywają swoje wewnętrzno-zewnętrzne dramaty, a człowiek ziewa i ma wrażenie, że już odcinek powinien się kończyć, a tu się okazuje, że to dopiero połowa… Bohaterowie to zgraja dziwadeł o płaskich charakterach, którzy prawie nieprzerwanie muszą przypominać o tej jednej rzeczy wyróżniającej ich z tłumu. W tym fachu króluje niejaki Larry, non stop nawijający o urazie, który sprawił, że chłopak nie czuje ani bólu, ani strachu. To chyba ma w oczach scenarzystów usprawiedliwiać wszystkie jego durne decyzje, bez których fabuła ani rusz się nie posunie – co świetnie widać w trzecim odcinku.

Podsumowując: niezbyt mądre to, nudne to i niezbyt ładne to. Tak więc jeśli chcecie obejrzeć coś z gatunku s-f i nie przeszkadzają Wam roboty, to chyba lepiej sięgnąć już po Sakugan (trochę inne realia i dekoracje, ale seria znacznie bardziej wyrazista i ładniejsza). Słowem: nie polecam, nawet na niezamierzoną komedię toto jest za słabe.

O takie straszne potwory można znaleźć na dnie świata…

Leave a comment for: "Deep Insanity: The Lost Child – odcinki 1-3"