Platinum End – odcinek 2

Na początku widz w końcu dokładniej dowiaduje się, o co tak naprawdę biega. Bóg informuje, że abdykuje, wybiera trzynaście aniołów (tu pokazane jest, jak inaczej każdy z nich kombinuje dla swojego wybrańca) i informuje, że jeden z wybranych ludzi nich zajmie jego miejsce.

Tymczasem na Ziemi czas sobie płynie, Mirai informuje Nasse, że w sumie może te skrzydła i Czerwoną Strzałę zabrać, bo ich nie chce, albowiem dawno temu mamusia powiedziała, że póki wszyscy nie będą szczęśliwi, on nie będzie się mógł cieszyć szczęściem, a on chce się cieszyć z normalnych rzeczy. Niestety anielica uświadamia mu, że jak zabierze swoje dary, to Mirai po prostu umrze i chała wyjdzie z jego szczęścia. Następnie w TV widzą materiał o jakimś sławnym komiku, który oficjalnie rozgłasza, że ma już pięć kochanek i wszystkie o sobie wiedzą i są zadowolone, co oczywiście dla Miraia i Nasse jest znakiem, iż może on używać Czerwonej Strzałki Miłości. (khy). Bohater oczywiście się poczuwa i chce coś zrobić, ale dowiaduje się, że urok ma ograniczony czas i cel działania – jeden raz na sztukę człowieka, więc w sumie po co się wysilać, lepiej dziabnąć wujka, żeby się przyznał i oddał w ręce policji, żeby chłopak odzyskał zabrane pieniądze, nie? W końcu chce być szczęśliwy, nie?

 

(Tu następuje wstawka, w której na parkingu, w limuzynie, komik zabawia się panienkami, po czym zostaje zneutralizowany przez jakiegoś Gatchamana, także strzałką, tylko białą.)

 

Ponownie mija trochę czasu, Mirai samodzielnie dostaje się do nowej szkoły (mimo sugestii Nasse, żeby może kogoś ważnego dziabnął), ma mieszkanie i pieniądze, ale nadal się nie cieszy, że ma moc, bowiem taka moc nie powinna trafić w ręce człowieka! Całkowicie przypadkiem widzi transmisję z napadu na bank, gdzie nagle się pojawia osobnik w zbroi (ze skrzydłami!), przekonuje policjantów (strzelając w nich czerwonymi strzałkami!), zabija bandytów (białą strzałką!) i twierdzi, że och jak mu przykro, ale chyba nie kontrolował dobrze swoich mocy i ups, zabił gości na śmierć. Ogłasza także, iż zwie się Metropoliman (taki ichni serial z superbohaterami), przybył, by zaprowadzić pokój na Ziemi, ale musi najpierw pokonać dwunastu wrogów. A akurat to stwierdzenie włącza wszystkie dzwonki alarmowe u Miraia, nakazującego Nasse natychmiast spływać z widoku, ponieważ to sugeruje, iż zaczyna się wielkie polowanie na przeciwników (komik sam nie zginął) i chyba należy się zacząć ukrywać. Bohater też ma nadzieję, że przecież w szkole da się łatwo ukryć i będzie miał święty spokój, ale niestety, zgodnie ze scenariuszową zasadą, w dniu ceremonii otwarcia okazuje się, że do szkoły chodzi też ktoś z własnym aniołem. I zgadnijcie kto?

Czas jako taki sobie płynie, ale prawie trzy lata na wyeliminowanie konkurencji to w sumie sporo, więc fakt, że upływa czas pomiędzy pokazanymi wydarzeniami większego znaczenia nie ma, jedynie dla tempa wydarzeń przedstawionych w 20 minutach, które też nie galopują w zastraszającym tempie – pół odcinka na rozważania Miraia. Bohater dalej jest nieprzekonany do całej tej imprezy, choć ma jakieś przebłyski „sprawiedliwości” i zaczyna dochodzić do wniosku, że chyba jednak nie wszyscy się nadają, Nasse dalej jest bezpośrednia i proponuje rozwiązania wątpliwe etycznie, ale przynajmniej się nie kłóci i nie strzela focha. Poza tym dostajemy jakieś kawałki informacji o całym tym bajzlu poupychane gdzieniegdzie oraz poznajemy głównego antagonistę bohatera, który będzie się ładnie wpisywał w ten fajny stereotyp „milusi psychopata i manipulant”. Ech…

Leave a comment for: "Platinum End – odcinek 2"