Sekai Saikou no Ansatsusha, Isekai Kizoku ni Tensei Suru – odcinek 2

 

Okej, mogę przestać się dziwić, co w sumie nie jest dziwne, tylko odrobinę mi żal, że musieli, no po prostu musieli… Kontynuujemy rozmowę w międzyczasie/międzyświecie, Bogini wyjaśnia, o co chodzi z Bohaterem – otóż doprowadzi on do zagłady świata 18 lat po ewentualnych narodzinach protaga w tymże, ale na zgładzenie go jest okienko dwóch lat, bo najpierw (16 lat po wspomnianych narodzinach) musi on (znaczy Bohater, nie bohater) ukatrupić Maou, gdyż w przeciwnym wypadku ten doprowadzi do zagłady świata…

Protag po namyśle decyduje się na deal. Kluczowe są w tym następujące elementy: chce wreszcie pożyć jak człowiek, a nie narzędzie do zabijania, jak poprzednio, a po zabiciu Bohatera będzie miał na to szansę; w ramach wyprawki odrodzi się w rodzinie zawodowo trudniącej się zabójstwami i może sobie sam wybrać pięć skilli, które uzna za przydatne. A że Bohater ma ich 30, więc trzeba się dobrze zastanowić, co mu chyba wychodzi, znaczy na swój sposób też zostaje niezłym przypakiem – chociaż szczegółów już nie pamiętam, poza tym, że piąty skill jest na razie jego słodką tajemnicą, oraz jak wyglądał sam proces. Otóż Bogini najpierw magicznym sposobem wlała mu w głowę całą wiedzę o nowym świecie, a następnie wybierał sobie owe skille niczym karty z wirującej wokół niego olbrzymiej talii. No co poradzę, brzmi głupio i jest głupie, chociaż nie na tyle, żeby trzeba było od razu lecieć i to oglądać. Największym plusem w tej całej rozmowie było przytomne pytanie protaga: czy Bogini zależy na zabiciu Bohatera, czy na ocaleniu świata. Facet myśli, to mu trzeba przyznać.

Po narodzinach – widzimy je z jego perspektywy, prócz tego jesteśmy świadkami nadania mu imienia Lugh i dostajemy informację, że pierworodny jego rodziców nie żyje – nadal myśli, chociaż dość jednokierunkowo, mianowicie wszystko wkłada w to, żeby się jak najlepiej rozwijać fizycznie i trenować, a ma dopiero siedem lat. Przy tym cieszy się w miarę normalnymi stosunkami rodzinnymi – w miarę, bo mamusia robi za słodką idiotkę/fanserwisowy element komediowy (najoględniej mówiąc, bo nie wiem, jak inaczej określić propozycję nakarmienia piersią siedmiolatka tudzież przebieranie go za dziewczynkę, bo tak), a tatuś ma drugą mroczną stronę: jako oficjalny nieoficjalny zabójca królestwa także pilnuje rozwoju syna-asasyna, uchodzącego zresztą (dzięki wybranym skillom) za małego geniusza. Bonusem jest to, że rodzina Tuatha De całkiem oficjalnie para się medycyną i zna sekret magicznej chirurgii, pozwalający jej członkom zyskać po operacji oczy łączące zalety wysokiej klasy lornetki, noktowizora i aparatu wykrywającego magiczną aurę. Idealne dla zabójców. Lugh też dostaje takie oczy i wkrótce po tym spełnia się kolejne jego marzenie: przybywa jego nauczyciel magii. Tylko że jest niedorosłą dziewczynką o butnym sposobie bycia… oraz szerokim polu rażenia.

No cóż, mam wrażenie, że opis wydarzeń mówi sam za siebie, ale OK, to dalej jest wprowadzenie, więc jeszcze nie wydaję ostatecznego wyroku. Jeśli chodzi o stronę techniczną, to też nie mam już za bardzo czego pochwalić – powiedzmy, że jest w miarę poprawnie, bo i szczególnych kiksów nie wyłapałam. Kolorowo i świetliście jest tam, gdzie w grę wchodzi magia, gdzie indziej nieco pustawo i oszczędnościowo, ale do przeżycia. No, ciekawy był bordowy kontur w międzyświecie, ale to tyle. W każdym razie, nie spodziewam się już niczego innego niż typowy haremowy isekaj na przeciętnym poziomie technicznym…

Leave a comment for: "Sekai Saikou no Ansatsusha, Isekai Kizoku ni Tensei Suru – odcinek 2"