Taishou Otome Otogibanashi – odcinek 2

Krótka obecność Yuzu sprawia, że Tamahiko musi przypominać sam sobie, że jest pesymistą, a to wiąże się z bardzo konkretnym sposobem bycia. I kiedy wydaje się, że już jest nieźle, światełko w tunelu wydaje się coraz jaśniejsze – zamiast upragnionej Arkadii pojawia się ekspres i z całą mocą zderza się z bohaterem… Otóż Tamahiko dostaje od ojca list, w którym informuje on latorośl, że jego starsze rodzeństwo właśnie otrzymało atrakcyjne oferty małżeńskie, ale ponieważ informacja o zesłanym w góry niepełnosprawnym bracie mogłaby zniechęcić potencjalnych partnerów, tatuś postanawia uznać go za zmarłego… Wiadomość ta wstrząsa Tamahiko do tego stopnia, że w tempie ekspresowym powraca do dawnych nawyków – zamyka się w pokoju i izoluje od całego świata, z Yuzu włącznie. Ponieważ ma problemy ze snem i nie chce jeść, ostatecznie podupada na zdrowiu. I ponownie, jak za dotknięciem magicznej różdżki, od zguby ratuje go narzeczona. Ponieważ przy okazji Tamahiko niszczy kimono dziewczyny, zabiera ją do Tokio, by kupić materiał na nowe. Młodzi ludzie spędzają przemiły dzień i chociaż demony nadal nawiedzają chłopaka, humor ma już zdecydowanie lepszy. Ale od czego jest rodzina… Ponieważ Tamahiko zostaje uznany za zmarłego, do willi z wizytą wpada jego młodsza siostra i wszystko wskazuje na to, że nie ma zamiaru podnieść na duchu brata…

Mimo szczypty konkretnego dramatu, anime nadal wydziela sporą dawkę ciepła. Przynajmniej do czasu gdy człowiek nie pomyśli o rodzinie głównego bohatera – serio, co za stado podłych, pozbawionych uczuć kreatur. Tatuś bije wszelkie rekordy podłości, a i siostrzyczka zapowiada się na osóbkę, która również świetnie radzi sobie z wyprowadzaniem ludzi z równowagi. Oczywiście, jak znam życie i gatunek, koniec końców okaże się, że wcale nie jest taka zła i w sumie kocha braciszka i ceni Yuzu, ale na razie mam ochotę spuścić ją na dno rzeki z kamieniem młyńskim u szyi. O dziwo, rodzina bohatera sprawiła, że ostoja infantylności, optymizmu i ganbaryzmu, czyli Yuzuki, przestała działać mi na nerwy tak bardzo. Gdyby nie jej puchate i różowiutkie (acz często zupełnie sensowne) podejście do wielu spraw, ta seria byłaby nieoglądalna.

Szczerze mówiąc, jestem nieco zaskoczona mocnymi akcentami i emocjonalnymi kontrastami, jakie serwują nam twórcy. Spodziewałam się jednak dużo bardziej „ułożonej” i milusiej produkcji. A tu niespodzianka. Może to i lepiej, za dużo cukru szkodzi, a tak coś się dzieje i jednak człowiek czeka na jakiś tryumf głównego bohatera i jego narzeczonej – mam nadzieję, że jednak utrą, w ten lub inny sposób, nosa tatusiowi bohatera. Zobaczymy jakie piekiełko zafunduje naszej parze niespodziewany gość, w sumie jestem wyjątkowo ciekawa trzeciego odcinka.

Leave a comment for: "Taishou Otome Otogibanashi – odcinek 2"