Tesla Note – odcinek 1

Od razu zaznaczę, jeśli ktoś chce się dowiedzieć czegoś o Nikoli Tesli, genialnym wynalazcy, niech poszuka porządnego źródła, albo chociażby Wikipedii, a nie mitów i legend miejskich oraz teorii spiskowych. Lepiej na tym wyjdzie.

 

Akcja odcinka rozpoczyna się w Oslo, gdzie nagle na ulicę wypada z dziury podprzestrzennej pociąg i zmiata wszystko co napotyka na ulicy. Następnie przenosimy się do Japonii, gdzie uczennica liceum, Botan Negoro wraca do domu. Niestety nie wpada także na podprzestrzenny pociąg, ale na tajnych agentów, którzy mają przetestować jej zdolności ninja – na ich szczęście ocala przed nią ich niejaki Mr. Himi oraz dziadunio Botan, który radośnie wygłasza formułkę, iż nadejszła wyekopomna chwila… znaczy, nadszedł czas, by ocalić świat! Na co nasza bohaterka wybucha płaczem z radości, bo właśnie rozwiały się jej obawy, że dziadek ma nie po kolei w głowie, i ochoczo się zgadza na uczestnictwo w Misji T.

 

Zaraz po tym poznajemy jej przyszłego partnera, niejakiego Kurumę, gościa w dosyć rzucającym się w oczy wdzianku (biegłego też w sztukach walki, oczywiście) i z ego wielkości Tokyo Tower, które wychodzi z niego po poznaniu Botan i uznaniu jej za jakąś głupią dziunię. Nawet wyjaśnienie przez nią, czym są fragmenty Kryształu Tesli, ani dowiedzenie się, kim był sam Tesla (a jakaś głupia, nudna informacja, Ryuunosuke, nasz gościu od techniki, przynudzasz!)  nie powoduje, by był mniej chamski, na szczęście Botan nie jest mu dłużna  – problem w tym, że dialogi przyprawiają o gęsią skórkę z zażenowania. Ale mniejsza z tym, bohaterowie mają Zadanie.

  

Otóż rząd Norwegii nie udziela żadnych informacji, a coś trzeba zdobyć, zbadać, dowiedzieć się. Dlatego wcale nierzucający się w oczy niebieski busik parkuje centralnie przed zasłoniętym wejściem pilnowanym przez policję, po czym po wydzieraniu się w nim i obok niego na siebie, oraz obustronnych przechwałkach o tym czego to nie umieją, Botan niczym Prawdziwy Ninja… przybiera postać naukowczyni z miejsca wypadku (dosłownie!) i wchodzi do środka, by znaleźć jakieś informacje. Na miejscu odkrywa, że w pociągu są dalej ciała, w różnym stopniu nadtopienia – widok ten zdecyduje doprowadza Kurumę do paniki – oraz odkrywa jakiegoś ocalałego… Po czym zostaje zdemaskowana, bowiem Kuruma zawalił. Po króciutkiej walce Botan ucieka, a zespól udaje się na jej poszukiwania, zakończone chwilą refleksji ze strony chłoptasia, przeprosinami i ponowną kłótnią.

   

Odcinek kończy mini-akcja ratowania pary staruszków przed ciężarówką i ucieczka przed policją – które to 3 minutki od razu powodują, że Botan i Kuruma „będą się (wg Mr. Himiego) dogadywać”.

Pierwszy odcinek Tesla Note był jednak bolesny. Po pierwsze – grafika w CGI, którą szczerze mówiąc, niezbyt lubię, tutaj na dodatek powoduje, że postacie poruszają się wyjątkowo nienaturalnie, ich mimika jest nad wyraz nienaturalna. Zapewne ma to być zabawne, ale wygląda raczej odpychająco. Po drugie, dawno nie widziałam tak sztucznie ułożonych dialogów, zwłaszcza w momentach kłótni bohaterów – które też miały być zapewne zabawne, ale w połączeniu z mimiką, a raczej jej brakiem i kompletnym niedostosowaniem do tonu wypowiedzi, wyglądają po prostu nienaturalnie. Pomijam już też dziury fabularne, typu „nikt nie zauważy małego niebieskiego busika  i dwójki drących się na siebie osób” oraz „po dwóch dniach od wypadku, na miejscu pełnym policji i naukowców, z dziury fabularnej wypadł ocalony z cegłą wtopioną w mózg”…

Leave a comment for: "Tesla Note – odcinek 1"