Akebi-chan no Sailor Fuku – odcinek 1

Komichi Akebi dostaje się do wymarzonego gimnazjum, prywatnej szkoły Roubai, do której niegdyś uczęszczała jej mama. Zauroczona jej marynarskim mundurkiem z tamtych lat, śni o dniu, w którym i ona będzie mogła założyć taki do szkoły. Okazuje się jednak, że placówka już takich mundurków nie używa. Zważywszy jednak na zaistniałą sytuację oraz na to, iż strój ten Komichi przygotowała wraz z mamą, dyrektorka zezwala jej na uczęszczanie na zajęcia w innym niż reszta dziewcząt mundurku. Decyzję o tym, który wybierze, będzie musiała jednak podjąć sama.

Trudno mówić tu o jakiejkolwiek fabule, bo i chyba nie tego po tej serii należy się spodziewać. Akebi-chan od początku jawi się jako seria raczej o celebracji codziennych rytuałów, o radości z drobiazgów potencjalnie błahych, w gruncie rzeczy o tym, że piękno jest wszędzie, wystarczy jedynie go poszukać (jak mawiał legendarny Bob Ross). Jednocześnie jednak jest to produkcja, której pierwowzór nie wszędzie spotkał się z pozytywnymi opiniami, a to za sprawą dość kontrowersyjnego przedstawiania niektórych sytuacji, fetyszyzującego wręcz pewne elementy i zachowania, co jest lekko przerażające, nie ukrywam, bo mówimy tu o serii, w której bohaterkami są świeżo upieczone gimnazjalistki, a jedna z nich już w pierwszym odcinku wącha swój obcinacz do paznokci.

Z tego, co udało mi się dowiedzieć, anime te najbardziej kontrowersyjne elementy i kadry z mangi albo usuwa, albo zmienia, co w sumie ani trochę mnie nie dziwi, bo takiego podejścia spodziewałem się od momentu zapowiedzi, kiedy okazało się, że za sterami produkcji w głównych rolach staną same kobiety. Na jednej z tych pań chciałbym się skupić szczególnie, bo gdyby nie ona, prawdopodobnie nawet bym po Akebi-chan nie sięgnął.

Megumi Kouno, bo o niej mowa, swoją karierę rozpoczynała w studiu Doga Kobo, skąd później trafiła do Gainaksu, gdzie sprawnie pięła się po szczeblach kariery. Stamtąd z kolei, po masowych odejściach, podążyła za Atsushim Nishigorim do A-1 Pictures (konkretnie studia A-1 Kouenji, później rebrandowanego na Clover Works), gdzie stała się ważną częścią jego zespołu. Szybko stała się niezwykle uznanym nazwiskiem, mając okazję pracować przy wielu dużych produkcjach, a jako animatorka zasłynęła przede wszystkim jako ekspertka od tkanin i włosów. Trudno więc wyobrazić sobie lepszą osobę na stanowisko projektanta postaci w adaptacji mangi, której twórca również niejako słynie z tego, że dużą wagę przywiązuje do tych właśnie aspektów. Projekty Kouno, choć odbiegają od ilustracji Hiro, oddają to, co styl oryginalnego komiksu czyni wyjątkowym, jednocześnie jednak będąc w stu procentach zbiorem jej charakterystycznych cech, począwszy od wspomnianych wcześniej tkanin i włosów, a na specyficznej anatomii kończąc. Jednych zapewne całkowicie to odrzuci, mnie natomiast radość sprawiało patrzenie na każdy rysunek w pierwszym odcinku, szczególnie, że Kouno (wraz z Taishim Kawakamim) odpowiadała w nim za nadzór animacji. Na koniec wątku Kouno ciekawostka: prywatnie ta niezwykle utalentowana animatorka jest żoną innego, równie utalentowanego twórcy, Akiry Amemiyi, reżysera takich produkcji jak SSSS.Gridman i SSSS.Dynazenon.

Nie tylko jednak jej projekty sprawiają, że pierwszy odcinek wygląda tak dobrze, a słowa uznania należą się również zespołowi ze studia Mad Box pod przewodnictwem Yuukiego Kawashity, który odpowiada za kompozycję obrazu, a więc łączenie wszystkich elementów w całość, dodawaniu wszelkiego rodzaju świateł, odbić i innych efektów. Inna rzecz, która rzuca się w oczy, to przypominająca działania tak zwanego make-up teamu ze studia Wit (założonego na potrzeby Koutetsujou no Kabaneri) selekcja poszczególnych kadrów, które następnie przez grafików są niejako „upiększane”. Efekt nie jest może tak dobry jak ten, do którego zapewne twórcy aspirują, natomiast w serii takiej jak ta sprawdza się to naprawdę dobrze, chociaż może powodować czasem pewien dysonans. Spore wrażenie zrobiły na mnie także dopracowane tła, chociaż tu akurat mógłbym znaleźć kilka zgrzytów – nie podobają mi się na przykład fotorealistyczne tekstury drewna naniesione na szkolne podłogi.

Zespół animatorów kierowany przez Yuuichiego Fukushimę to zdecydowanie jedna z najmocniejszych ekip w całej branży, mająca na pokładzie wielu ekspertów od animacji postaci. Podejrzewam, że dla wielu Akebi-chan jawić się będzie jedynie jako niezwykle ładna wydmuszka i w zasadzie trudno byłoby mi z tym stanowiskiem oponować; muszę jednak przyznać, że mi oglądanie takiej wydmuszki odpowiada, szczególnie, jeśli zrobione jest to z tak niesamowitą dbałością o szczegóły i nawet pomimo tych elementów, tu już związanych z samą historią, które mogą odrobinę razić lub przeszkadzać. Jest przepięknie, relaksująco i na razie mi to wystarcza.

Leave a comment for: "Akebi-chan no Sailor Fuku – odcinek 1"