Baraou no Souretsu – odcinek 3

Przez zaskakujące 3/4 odcinka Ryszarda nie spotyka żadna nowa trauma. Zamiast tego zajmuje się rozjątrzaniem starych. Wszystko to jest tak dramatyczne, teatralne, poetyckie, że nie jest łatwo wychwycić sekwencję wydarzeń, ale zdaje się, że kontakt z głową rodu Yorków, trwale pozbawioną łączności z resztą od szyi w dół, z końcówki poprzedniego odcinka, wzbudził w Ryszardzie taki ocean nienawiści do Lancasterów, że zaczął krążyć po okolicy i ich mordować na prawo i lewo, aż po jakimś czasie padł z wycieńczenia.

W tym samym czasie jego starszy brat Edward przejmuje obowiązki tatusia i spuszcza Lancasterom militarny łomot. Łomot jest – jak i wcześniej – oddany raczej symbolicznie, jako kilka nieruchomych kadrów z dodanymi efektami, ale obrazki są ładne, szczególnie tła. Ogólnie pierwsza połowa odcinka to bohaterowie krążący wśród zacnie oddanych zimowych angielskich krajobrazów i monologujący na temat honoru i sprawiedliwości (Edward), lub też rozpaczy i cierpienia (Ryszard).

Żeby było jeszcze bardziej zaskakująco, w drugiej połowie trafiamy na bal i jest nieeeemal sympatycznie. Ryszard nawet – wbrew sobie, a jakże – przez chwilę tańczy, co jest największym przejawem radości z życia jaki się dotychczas pojawił w jego przypadku. Aż tak pięknie oczywiście być nie może, więc po chwili zaczyna się wątek z polowaniem, na którym Ryszard podgląda Edwarda uprawiającego seks z niejaką Elżbietą, czego tenże robić nie powinien. Jak się po chwili okazuje Elżbieta czyni to z czystej oszalałej nienawiści, co czyni statystykę postaci kobiecych w tej serii ciekawą. Pojawiły się dotychczas 3 mające cokolwiek do powiedzenia i wszystkie 3 są obłąkanymi socjopatkami.

Przyznam, że efekt nowości zaczął się już po trosze zużywać. Eksplozja przedramatyzowanej głupoty jest super, tylko jak każdy porządny pokaz fajerwerków powinna trwać krótko. Ta trwa już godzinę i niewiele się w niej zmienia. Pewnie też nie zmieni się aż do końca, ale liczyłbym, że pojawi się coś w rodzaju głównego wątku. Śledzimy polityczno-militarne zmagania Yorków z Lancasterami – owszem, ale to trochę wydaje się być tłem dla Ryszarda snującego się i dramatyzującego po okolicy. Poza tym nie robi on tak naprawdę prawie nic. Cóż, słucha się tego dobrze, seiyuu Ryszarda Mitsuki Saiga jest naprawdę dobra w szekspirowaniu, ale seria wymaga posiadania specyficznych oczekiwań. Póki co w ostatniej minucie okazało się, że wraca do nas Henryk i już wyobrażam sobie jak pokracznie melodramatyczne okaże się ich następne spotkanie. Dowiem się za tydzień!

Leave a comment for: "Baraou no Souretsu – odcinek 3"