Cue! – odcinek 1

Odcinek rozpoczyna efektowna sekwencja pościgu jak z Ghibli, ale to oczywiście „film w filmie” – anime, do którego głos podkłada główna bohaterka. Chwilę potem wybiega ze studia, żeby udać się na umówione spotkanie. Jak się okazuje, została przyjęta pod skrzydła nowo powstałej agencji Airblue, która ma się specjalizować w seiyuu – czyli aktorkach głosowych. Jako nowy twór na rynku, agencja podpisuje kontrakty z początkującymi w zawodzie dziewczętami, aby je stosownie wyszkolić. Po sekwencji przedstawiającej przyszłe gwiazdy (w sumie kilkanaście sztuk!) przychodzi czas na niespodziewaną pierwszą lekcję, polegającą na tym, że wszystkie zostają spędzone do jednej sali i mają bez większego przygotowania wcielać się w role postaci ze sztuki, o której większość z nich słyszy po raz pierwszy. Rzeczona sztuka to Hamlet, ale powiedzmy, że nie oceniam – Japonia ma jednak daleko do Europy i nie musi być na bieżąco z jej klasyką. Oceniam za to całą metodologię i sposób przeprowadzenia tej „lekcji” jako typowe dla anime „nie musisz wiedzieć, co robisz, musisz wczuć się w swoją postać” (wskazówka: w rzeczywistości nie na tym polega gra aktorska). Bleh. Zaraz potem dziewczęta zostają wysłane na pierwszy casting… Literalnie: zaraz potem. Obejrzymy go w następnym odcinku, którego wręcz nie mogę się doczekać – bo przybliży mnie do momentu rzucenia tej serii.

Teoretycznie mamy do czynienia z seiyuu, ale praktycznie Cue! wygląda jak każda oglądana przeze mnie seria „idolkowa”. W obsadzie są same słodkie dziewczęta wyglądające na późniejszą podstawówkę (łącznie z panią menedżer z Airblue) i w większości ogarniające świat na poziomie wcześniejszej podstawówki. „Lekcja” z tego odcinka i błyskawiczne wysłanie wszystkich (!) panienek na casting wskazują, że nie będzie to seria choćby próbująca zbliżyć się do jakiejkolwiek rzeczywistości (niechby i wyidealizowanej). O dziewczynach nie da się wiele powiedzieć. Ta, której poświęcono najwięcej czasu (Haruna, gdyby ktoś potrzebował imion do szczęścia) to typowe dziewczątko zafascynowane zawodem, do którego nie powinno się pchać, jako że z byle powodu dosłownie paraliżuje je strach. Wskazówka nr 2: kariera zawodowa to nie okazja do psychoterapii, szczególnie jeśli jest to kariera związana z show-biznesem. Pozostałe prezentują dość klasyczny przekrój, zawierający energiczną sportową, elegantkę, gotycką laleczkę, infantylną i hałaśliwą, okularnicę, pseudo-Amerykankę… Mam wymieniać dalej? Nie chce mi się. Wszystkie zostają przedstawione z imienia i nazwiska, ale o żadnej nie warto w tym momencie niczego pisać.

Ładne projekty postaci to wszystko, co można powiedzieć dobrego o stronie graficznej. W kilku sekwencjach dziejących się na mieście bohaterka wyraźnie odcinała się od tła, jak nałożony na nie kolorowy wykrój. Większość scen dzieje się w lokalizacjach z minimalnym tłem, zaś przy byle okazji tło znika w ogóle, zastąpione rozmytymi planszami. Najwyraźniej za atrakcję wizualną ma służyć to, że jeśli bohaterki odgrywają jakieś role, widzimy je w kostiumach i umownych dekoracjach, ale nawet te sekwencje są bardzo sztywne i niemal pozbawione ruchu. Zajawki wymagają poświęceń, więc dooglądam jeszcze dwa odcinki, ale już w tym momencie widać, że to było. Wiele razy.

Leave a comment for: "Cue! – odcinek 1"