Kaijin Kaihatsu-bu no Kuroitsu-san – odcinek 1

Nigdy specjalnie nie lubiłem serii Power Rangers, ale mimo to jest ona dla mnie (nostalgicznym?) wspomnieniem z dzieciństwa. Na tym jednak mój kontakt z tokusatsu  (japońskimi aktorskimi tytułami fantastycznymi) się skończył. U przeciętnego Japończyka był dużo, dużo większy, stąd też gęstość współczesnych nawiązań  do tokusatsu jest spora. Z przyjemnością donoszę, że w Kaijin Kaihatsu połowa obsady wygląda, jakby paradowała w gumowych kombinezonach, a i ta druga pasuje do klimatu – protagonistka Kuroitsu jest wszak odzianą w laboratoryjny kitel szaloną naukowczynią.

Z samego zamysłu przedstawienia tokusatsu z punktu widzenia złoczyńców zbyt dużo kreatywnego nie wynika – fragmenty takie pojawiały się nawet wszak w starych oryginalnych seriach, ale zrobienie tego tak konkretnie z punktu widzenia działu naukowego Mrocznej Organizacji Pragnącej Podbić Świat™ to już jest zacny pomysł na wykrzesanie z tego tematu życia. Wiecie, jak to jest ze złoczyńcami – są nade wszystko niekompetentni. Plany podbicia świata są, ale nigdy nie dochodzą do skutku. Ba, pierwsze sekundy pierwszego odcinka to szefowa Złych Akashic narzekająca, że „idzie mało pilnie”. Na marginesie, ma ona wygląd kilkuletniej dziewczynki i częstokroć podobne zachowania, co też jest urokliwym komentarzem do gatunku.

Dział badawczy nie ma w tych warunkach łatwo. Pierwsza połowa odcinka demonstruje ich własną niekompetencję, gdy na ostatnią chwilę wymyślają potwora głupszego niż ustawa przewiduje i próbują go na wariata przepchnąć przez posiedzenie zarządu. Nie udaje się, ale przebieg obrad powinien wzbudzić pełne zażenowania skojarzenia u każdego, kto miał styczność z większą organizacją.

Druga połowa koncentruje się bardziej na niekompetencji zarządu, który objawia się w postaci Akashic i każe zrobić nowemu wilczemu potworowi gender bender, żeby było bardziej kawaii. Składający się na dział naukowy Kuroitsu i profesor Sadamaki byli po tym wszystkim głównie zadowoleni, że się skończyło, rzeczony potwór miał jednak dużo gorsze wrażenia. Lepiej nie myśleć za dużo na temat tej serii komentującej zagadnienie tożsamości płciowej, więc czym prędzej przestaję i skomentuję tylko, że ogółem druga połowa trochę przynudzała. Za dużo zapychaczy, za mało treści, ale bohaterów udało się wprowadzić, o co chodzi wyjaśnić. Widowiskowe to może nie było, ale potencjał komediowy jest tu obecnie i jest prozaicznie sympatycznie. Ot, na napisach końcowych pokazano, że część pokazanych superbohaterów to prawdziwe maskotki z różnych stron Japonii. Miło zobaczyć, że twórcy autentycznie lubią to, co parodiują.

Leave a comment for: "Kaijin Kaihatsu-bu no Kuroitsu-san – odcinek 1"