Koroshi Ai – odcinek 2

 

Faktycznie, odcinek niemal czysto sensacyjny, z dobrą reżyserią i trzymającą w napięciu akcją – oglądało się bardzo dobrze! Gdybyż jeszcze „previously” nie przypomniało boleśnie początku końskich zalotów Ryang-ha do Chateau… Ale nic to, jedziemy. Dziewczyna w nagrodę za ową bożonarodzeniową randkę faktycznie dostaje w prezencie poszukiwanego osobnika, nawet z gratisem (okropne to było!), tyle że musi go sobie sama zapakować – w foliowy worek i do bagażnika. Jednocześnie Ryang-ha pozbywa się kogoś, kto wyznaczył nagrodę za jego głowę – no nie da się ukryć, że protagonista jest zawodowym, w dodatku bardzo sprawnym zabójcą. Kiedy próbuje się dodzwonić do Chateau (pochwalić się? Umówić na kolejną randkę?), brak zwyczajowej reakcji na telefon wzbudza jego zaniepokojenie, więc rusza jej śladem.

Tymczasem dziewczyna została zaatakowana na drodze przez tajemniczego motocyklistę, o którym wiemy, bo tego nie ukrywa, także przed nią, że ma jakąś ansę do Ryang-ha. Było bardzo klasycznie, ale udanie: pościg, wypadek samochodowy, ucieczka w deszczu, brutalna konfrontacja i przemoc, groźba śmierci… rycerz w czerni… Znaczy, Ryang-ha udało się dotrzeć na czas i wyratować damę z opresji, chociaż chyba stracił przy tym trochę nerwów (ale nie zimnej krwi).

To, co mi się tutaj spodobało, to że tym razem udało się twórcom całkiem przekonująco, a przy tym dość subtelnie pokazać, że faktycznie autentycznie zależy mu na Chateau – martwi się o nią i troszczy, i nawet potrafi być względem niej delikatny. Ona z kolei, i trudno się jej dziwić, wciąż jest bardzo nieufna, zwłaszcza wiedząc, że została wplatana w jakieś jego ciemne sprawki. A to dopiero początek jej problemów…

Technicznie prawie nie mam zastrzeżeń, chociaż to „prawie” obejmuje bardzo dziwny chód Chateau (widzianej od tyłu) oraz motocyklisty zbliżającego się do swej ofiary. Może go uwierał ten ciasny kombinezon, ale z czym ona miała problem, nie wiem, a wyglądało to na coś wymagającego interwencji chirurga ortopedy. Poza tym uważam, że było dobrze, a nawet mogę powiedzieć, że kolorystyka, tła, rysunek, gra światła itd. zwyczajnie mi się podobały; reszta animacji też była w porządku, w tym mimika postaci (no, Jim…); nawet statyści się tutaj ruszają. W dodatku pojawiły się interesujące kawałki muzyczne, a żeby nie było za poważnie, kilkakrotnie esdeczki czy humorystyczne reakcje (nie jest to poziom mangi, ale i tak daje znak, że anime nie traktuje siebie śmiertelnie poważnie, i to jest dla niego dobre). W znacznie lepszym humorze będę czekać na kolejny odcinek!

Leave a comment for: "Koroshi Ai – odcinek 2"