Orient – odcinek 2

Akcja w kopalni trwa – przerażający i potężny demon, który pojawił się na miejscu ma postać czerwonego ptaszka… To znaczy do momentu, kiedy Musashi przecina go na pół. Po tym akcie odwagi jelitka ptaszka łączą go ponownie w całość, kapłani składają mu w ofierze wydobywany w kopalni minerał, dzięki czemu demon może zmienić postać na bardziej przerażającą i potężną – wielkiego czerwonego Ricka z kreskówki Rick i Morty… Wszystko wybucha, Musashi traci przytomność, Koujiro atakuje bestię, ale ta chwyta jego miecz w pazurki i próbuje go zjeść (miecz, nie Koujiro). Ponieważ jednak Koujiro przeszkadza, nie chcąc puścić katanę, Rick rzuca nim i wlecze po ziemi, a wszystko to na nic. W końcu wpada na to, że można drugą łapką/pazurkiem przygwoździć dzieciaka do podłoża i zabrać mu miecz, po czym go zjada, wreszcie. Oburza to przytomnego już Musashiego, który rzuca się na pomoc mieczowi, nadludzką siłą rozwala brzuszek paskudzie, nurkuje w sokach żołądkowych (chyba, anatomia demonów jest mi obca) i wyławia skarb Koujiro. I to jeszcze nie koniec, bo oto pojawia się latający zamek, z którego na swych napędzanych kryształkami motorach, wylatują patowróżki, znaczy samuraje, pod wodzą niejakiego Takedy i biorą się za zabijanie demona (tak, on nadal żyje). Takeda każe chłopakom spadać, bo to nie robota dla dzieci, co ponownie oburza Musashiego, który postanawia swoimi ręcami wykończyć poczwarę i w ten sposób rozpocząć swe życie jako wielki samuraj.

Tak, to jest dokładnie tak debilne jak brzmi i pal licho, gdyby twórcy podeszli do tego z odrobiną humoru, ale wszystko jest tu tak serio, tak na poważnie, że aż się człowiekowi niedobrze robi. Bo jednak ma poczucie, że ogląda stado kretynów, którzy wygłaszają pompatyczne przemowy, mają smutne retrospekcje, za to są pozbawieni choćby jednej szarej komórki i wszystko wskazuje na to, że twórcy chcą, żeby ich podziwiać. Przez kawał odcinka zastanawiałam się dlaczego demon zamiast zeżreć Koujiro razem z mieczem (odcinek pierwszy udowadnia, że demony jedzą ludzi) albo po prostu go zabić, męczy się i odgania jak muchę? To się naprawdę wszystko kupy nie trzyma. Malutki plus za Takedę, który ma jakiś tam charakter i nawet ociupinkę poczucia humoru, które nie jest czerstwe jak zeszłotygodniowa kajzerka. Inna sprawa, że działa jak Musashi – po prostu wali na oślep i nie pyta o nic. Zero zainteresowania dwoma chłopakami, którzy może nie definitywnie, ale jednak usiekli wielkie demoniszcze – ot, rolnicy lub górnicy. I tu znowu pytanie, skoro istnieje tak zdolny plebs, to po cholerę samuraje? Pomijam, że od dwóch odcinków twórcy kładą widzom do głowy, że ze demonami mogą walczyć tylko samuraje…

Graficznie nadal rozpacz i nędza – całość jest krzywa, fatalnie zanimowana i bije biedą po oczach. Narysowanie większej grupy postaci, które coś robią, przekracza zdolności rysowników. Podobnie jak wykorzystanie więcej niż kilku kolorów i stworzenie byle jakiej choreografii walk, że o tłach nie wspomnę (nie ma o czym, przez większą część odcinka nie istnieją). Osobną historią są projekty demonów (po raz kolejny) – zaczyna mnie poważnie niepokoić skłonność twórców do dziwnych anatomicznych rozwiązań. Ten róg wyrastający w okolicy, gdzie raczej powinno coś zwisać, odbyty będące pyszczkami… Konfundujące i alarmujące jednocześnie. Boję się trzeciego odcinka…

Leave a comment for: "Orient – odcinek 2"