Sabikui Bisco – odcinek 2

A jednak, jak sugerował poprzedni odcinek, Bisco nie udało się przejść bez zdemaskowania przez granicę (mógł się nauczyć jakiejś sutry…), przez co został zmuszony do walki z bojowymi hipopotamami. Nie był jednak sam, bowiem w szczelnie przykrytym wozie czekał jego mentor, starzec Jabi, oraz wielki krab Actagawa, ich… środek transportu. Wspólnie, głównie strzałami Bisco i jego niezwykłą siłą fizyczną, odepchnęli atak wroga i uciekli. Imihama jest ich celem ze względu na chorobę rdzy staruszka. Po Jabim widać, że już dawno zaakceptował swój los, za to Bisco nie zamierza słyszeć o żegnaniu się z nauczycielem, od którego wiele się nauczył. Spokojne chwile na pustyni przerywa atak jednego z podwładnych gubernatora, różowowłosej Chiroru, na tyle skuteczny, że ciężko rani Jabiego. Teraz staruszek jeszcze bardziej potrzebuje pomocy lekarza.

Lekarza, czyli oczywiście Milo, który zgadza się uratować pacjenta. Z racji że przez ostrzał króliczych typów praca w klinice okazuje się niemożliwa, Bisco wysadza budynek swoimi grzybami i ucieka z Milo i mentorem w bezpieczniejsze miejsce, gdzie lekarz zajmuje się Jabim (i przy okazji, początkowo niechętnemu opatrunkom, Bisco). Tymczasem Pawoo, powiadomiona o zniszczeniu kliniki brata, jedzie samodzielnie rozprawić się z grzybowym terrorystą.

Odetchnęłam z ulgą… W poprzedniej zajawce wyraziłam swoją obawę, że seria pójdzie w głupie gagi, ale na szczęście się myliłam i anime dalej zachowuje swój świetny, jeszcze dla mnie nie do końca określony klimat. Bisco z Milo tworzy cudny duet, zwłaszcza że ani pierwszemu, ani drugiemu nie brakuje charyzmy. Milo, choć początkowo wystraszony spotkaniem w cztery oczy ze zbrodniarzem, szybko zrozumiawszy, że plotki o nim są nieprawdziwe, akceptuje prośbę o pomoc, ale na swoich warunkach, żeby nie dopuścić do pogorszenia stanu pacjenta. Stawia na swoim również w przypadku opatrzenia ran Akaboshiego. Bisco z kolei, mimo ognistego temperamentu, przejawia też troskliwą i, na razie ledwo pokazaną, sympatyczną stronę, ogólnie zaś zapowiada się na fantastycznego protagonistę, włączając w to projekt postaci i pracę seiyuu, świetnego jak zawsze Ryouty Suzukiego.

Seria może odpychać, przynajmniej część widzów (od razu mówię, że się do nich nie zaliczam), z dwóch powodów. Po pierwsze, zaburzona chronologia przedstawiania wydarzeń. W zajawce starałam się przedstawić fabułę w miarę uporządkowany sposób, sam odcinek jednak skacze od scen Bisco-Milo-Jabi do scen Bisco-Jabi na pustyni czy tych dotyczących innych bohaterów. Nie utrudnia to specjalnie zrozumienia tego, co dzieje się na ekranie – chyba że naprawdę ktoś nie uważa – ale jak mówię, nie każdemu taki zabieg się spodoba, tym bardziej że, jeśli dobrze czytam z komentarzy, w pierwowzorze nie występuje. Po drugie – animacja. Dokładnie CGI. No, jest… widoczne, więc albo trzeba się przyzwyczaić – bo raczej nie ulegnie poprawie – albo sobie odpuścić anime, przy czym opcji porzucenia zdecydowanie nie polecam. Podtrzymuję swoje zdanie sprzed tygodnia – Sabikui Bisco prezentuje się na chwilę obecną najciekawiej z zimowych nowości i aż szkoda by było po prostu nie zobaczyć, jak się rozwinie.

Leave a comment for: "Sabikui Bisco – odcinek 2"