Shuumatsu no Harem – odcinek 1

U głównego bohatera, Reito Mizuhary zostaje zdiagnozowane stwardnienie rozsiane. Nie jest to jednak wyrok śmierci czy kalectwa – mamy przecież rok 2040, kiedy nauka i sztuczna inteligencja pozwalają wyleczyć chorobę. Niestety, kuracja wymaga wprowadzenia chłopaka w stan hibernacji, tzw. cold sleep, i trwać będzie pięć lat. Teoretycznie leczenie kończy się sukcesem, jednak to, co wydarzyło się w ciągu tych pięciu lat, nieco go zszokuje…

Reito budzi się w roku 2045, cały uśmiechnięty, że jest wreszcie zdrowy. Jest też pełen nadziei na spotkanie ze swoją ukochaną Elise, której wyznał miłość pięć lat wcześniej. Obserwacja otoczenia jednak powoli budzi w nim niepokój – gdzie podziali się wszyscy faceci? Odpowiedzi na to pytanie udziela osobista opiekunka chłopaka, Mira Sou. Otóż pojawił się MK Virus, który momentalnie wywołał pandemię na całym świecie. Wszyscy zarażeni nim mężczyźni zmarli, jedynie pięciu osobników oparło się śmiertelnemu wirusowi. Łączy ich jedna rzecz – leczeni byli na stwardnienie rozsiane tą samą metodą co Reito. Teraz sprostać muszą potężnemu wyzwaniu – odbudować populację mężczyzn na świecie. Niestety, bez wysiłku się nie obejdzie – z nieznanych przyczyn metoda in vitro nie może być zastosowana, bo jedynie dzieci poczęte w tradycyjny sposób uzyskują odporność na śmiercionośny patogen… Chętnych kobiet nie brakuje, gdyż po śmierci niemal połowy populacji świata gospodarka jest w ruinie, a każda zapłodniona kobieta to skarb ludzkości i czeka ją dostatnie życie.

Już na pierwszy rzut oka mamy tutaj scenariusz wyjęty z hentaja. Wprowadzenie do fabuły i świata przedstawionego potraktowano jednak zaskakująco poważnie, uwzględniając masę detali. Co prawda część z nich (jak ten o konieczności kopulacji, aby dziecko przejęło odporność) niekoniecznie ma sens naukowy, ale wiadomo, że muszą one prowadzić do nieuniknionego. W następnych odcinkach zapewne poznamy pozostałych szczęśliwców, ale teraz skupmy się na Reito. Otóż o ile w wielu tytułach opartych na założeniach erotycznych, wstrzemięźliwy bohater byłby ostoją normalności, o tyle ten konkretny osobnik zdecydowanie psuje odbiór serii. Wykreowano go na beznadziejnego wprost prawiczka, który zachowuje się jak rozwydrzony bachor niezdolny do pojęcia sytuacji, w której się znalazł. Jego głębokie moralne przemyślenia sprawiają, że zdecydowana większość osobników płci męskiej ma zapewne ochotę go czymś uderzyć. Co więc nas czeka? Zapewne niezliczone próby uwodzenia tegoż „samca alfa”, kiedy on zajęty będzie poszukiwaniami ukochanej. Wprost nie mogę się doczekać ciągu dalszego tej jakże „intrygującej” koncepcji fabularnej, zwłaszcza że Reito gra mi na nerwach w mistrzowski sposób.

Oprawa wizualna wypada zaskakująco dobrze. Miejskie widoki są pełne detali, chociaż nie brakuje też scen z ubogimi tłami w rodzaju szpitalnych wnętrz. Sylwetki ludzkie przez większość czasu rysowane są poprawnie anatomicznie, nawet w przypadku pań z dość dużymi biustami. Niestety, sytuacja nieco ulega pogorszeniu w kluczowych scenach, co można zauważyć wyżej – biusty czy pośladki nagle stają się anormalnie wielkie, a cała anatomia idzie do lasu na grzyby. Co więcej, w „zwykłych” okolicznościach nie dochodzi do widocznych deformacji postaci na drugim planie, co nie jest często spotykane w tego typu tytułach. Oprawa dźwiękowa wypada przeciętnie, ale spełnia swoją rolę – nie odniosłem wrażenia, że panuje ciągła cisza, muzyka starała się budować nastrój, chociaż same utwory do najbardziej zapadających w pamięć nie należą.

Leave a comment for: "Shuumatsu no Harem – odcinek 1"