Slow Loop – odcinek 1

Z czym wiąże się fakt, że nie jestem widzem docelowym serii o słodkich dziewczynkach? Ano z tym, że jeśli już oglądam taką serię, to nadal jest ona dla mnie czymś w miarę świeżym (a przynajmniej nie wyświechtanym ponad miarę) i nie zaczynam się nudzić w drugiej minucie – szczególnie jeśli jest miła dla oka, a Slow Loop zdecydowanie taka jest.

Już od pierwszych sekund odcinka słodycz wylewa się z ekranu i podmywa widza, głównie bardzo ładną i staranną animacją oraz wręcz błyszczącym wewnętrznym światłem projektem postaci, choć o uproszczonym i udziecinnionym wyglądzie. Ot, naprawdę – ale to naprawdę – słodkie panienki. Pierwszą, którą widzimy, jest Hiyori – lubująca się w samotnym łowieniu na muchę introwertyczka, starająca się wyglądać tak nieprzystępnie, jak tylko się da, żeby nikt nie groził jej chęcią rozmowy czy czymś podobnie przerażającym. Dziewczę poznajemy bardzo szybko, poprzez jej monolog o samej sobie czy reminiscencje o zmarłym, ale cały czas obecnym w jej myślach ojcu, który nauczył ją łowić ryby.

Trwa to do momentu, gdy jakieś wyjątkowo bezmyślne stworzenie na widok oceanu dostaje małpiego rozumu i próbuje wskoczyć do wody. Wtedy orientujemy się, że bohaterka nie jest prawdziwą, rasową introwertyczką, bo nie obserwuje z bezpiecznego dystansu, jak stworzenie wskakuje do zimnej, marcowej wody, tylko wykonuje zamach i łapie je na haczyk, zatrzymując w ostatniej chwili. Stworzenie jest bardzo bezpośrednie, czemu daje wyraz nie gryząc się w język przy okazji różnych komentarzy, radosne i o charakterze, który zwyczajnego introwertyka szybko doprowadziłby do mordu. Nazywa się Koharu i jest jeszcze słodsze niż odcinek do tej pory, ale – o dziwo – z bezpiecznego miejsca przed ekranem nie jest takie złe. Widać, że poza swoim ekstrawertyzmem (tak, dziewczęta mają być swoimi przeciwieństwami) ma w zanadrzu więcej cech, co się objawia na przykład  w momentach, gdy rozmowa schodzi na poważniejsze tematy. Swoje robi również połączenie słodkości z bezpośredniością.

Wspomniane poważniejsze tematy, to żałoba Hiyori, jej strach przed kontaktami z innymi ludźmi (magicznie znikający w relacjach z Koharu) oraz docieranie się z nową rodziną obu dziewcząt… Okazuje się bowiem, że Koharu przybyła do tego miasta ze swoim ojcem, aby zamieszkać z nową rodziną, którą okazuje się Hiyori i jej mama. Seria wątki obyczajowe – będzie jeszcze nowy rok szkolny w nowej szkole – łączy z uczeniem wędkowania od samych podstaw, czyli czym mucha różni się od woblera czy jak machać wędką, żeby nią odpowiednio zarzucić przynętę. Ponadto nie radzę oglądać z pustym żołądkiem, bo będzie też o przyrządzaniu ryb, również zaczynając od najłatwiejszych przepisów, jakby oczekiwano, że po odcinku widzowie zaraz się rzucą do sklepów wędkarskich oraz garnków w kuchni. Ogląda się to całkiem przyjemnie i bezboleśnie, acz myślę, że nie wszyscy wykażą się taką wyrozumiałością wobec Koharu. Nie jestem w stanie ocenić też merytoryczności przekazywanych o wędkowaniu treści, ale czuję się zachęcona do uczenia się (teorii). Doczepię się tylko do cenzury – kamera ucieka od rąk głównej bohaterki w momencie, gdy ta patroszy rybę (choć potem resztki ryby są pokazane). Za to bardzo dokładnie pokazuje się nam krocze Koharu w stroju kąpielowym. Nie ma wątpliwości, że seria mimo dość konkretnego podejścia do sporu, jakim jest wędkowanie, stawia jednak przede wszystkim na bycie słodką, uroczą, no popatrzcie w jej oczy. Nie ma tu za dużo miejsca dla flaczków.

Leave a comment for: "Slow Loop – odcinek 1"