Nastoletni Wakana dosłownie wychowywał się w pracowni lalkarskiej, ponieważ jego dziadek zajmuje się wytwarzaniem hina ningyou – tradycyjnych lalek, które są wystawiane przy okazji święta dziewcząt, Hina-matsuri. Wakana od dziecka był zafascynowany ich urodą, ale niestety lalki to nie jest stosowne hobby dla chłopca, o czym dowiedział się od rówieśników już w podstawówce. W efekcie od czasu gimnazjum pozostaje kompletnym odludkiem, siedzącym w kącie klasy i mającym problemy z wysławianiem się, jeśli ktoś się do niego odezwie. Pewnego dnia jednak przypadkiem zwraca uwagę najpopularniejszej dziewczyny w klasie, ślicznej i efektownej Marin. Dostaje od niej lekcję asertywności przy okazji wspólnego sprzątania klasy, ale prawdziwy przełom w ich znajomości następuje nieco później. Otóż Marin przypadkiem przyłapuje Wakanę w szkolnej pracowni krawieckiej, dokąd udał się po lekcjach, żeby dokończyć strój dla lalki (jego maszyna w domu właśnie padła ze starości). Tu wychodzi na jaw tajemnica Marin: dziewczyna marzy o cosplayowaniu, jednak na przeszkodzie stoi jej brak umiejętności krawieckich. Wystarczy dodać dwa do dwóch, żeby przewidzieć, jak skończy się ten odcinek…
Motyw popularnej piękności, która nagle zaczyna zwracać uwagę na „nieudacznika” był eksploatowany wielokrotnie i należy mieć nadzieję, że omawiany tutaj tytuł nie pójdzie w stronę pseudo-haremówki w stylu Jaku-chara Tomozaki-kun. Na razie bliżej mu stylistyką do 3D Kanojo, zaś moją uwagę zwróciło to, że Wakana nie ma wyglądu stereotypowego nerda – jest wysoki i prezentuje się raczej przeciętnie, co uważam za spory plus. Marin to energiczna ślicznotka, która wie, czego chce, a jednocześnie, wbrew pozorom, szanuje się i spławia potencjalnych absztyfikantów (a to już niestety dość sztampowa sztampa). Ich interakcje w tym odcinku były całkiem udane, ale scenariusz na razie wykorzystuje motyw przypadku w sposób zdecydowanie przyciężkawy i to nie pozwala ocenić relacji bohaterów. Po prostu ich znajomość i interakcje to seria naciągniętych za uszy zbiegów okoliczności. Miejmy nadzieję, że to – podobnie jak sztywne dialogi nastawione na przekazanie widzom informacji o okolicznościach życiowych postaci – problem tylko zawiązania fabuły.
W pojedynczych scenach widać dbałość o szczegóły, ale odcinek „oszukuje”, gdzie się da, wykorzystując puste tła i ograniczony ruch. Sądzę jednak, że mało kto zwróci na to uwagę, ponieważ przyłożono się do rzeczy najważniejszych: czyli po pierwsze, mimiki i mowy ciała Marin, po drugie strojów, a po trzecie mimiki Wakany (w tej kolejności). W efekcie anime ogląda się dobrze, nawet jeśli mam poczucie, że zdecydowanie dobrze by mu zrobiło bardziej kreatywne podejście do oświetlenia i kadrowania (które, notabene, jest chwilami dziwne, ale nie o ten efekt by mi chodziło). Powiedziałabym, że ten odcinek na razie plasuje się w kategorii „średniak” – zobaczymy, co będzie dalej.
Marin to energiczna ślicznotka, która wie, czego chce, a jednocześnie, wbrew pozorom, szanuje się i spławia potencjalnych absztyfikantów (a to już niestety dość sztampowa sztampa)”
Czy jednak wolelibyśmy, aby było inaczej? Bo mam wrażenie, że wtedy z kolei byłoby, że to „puszczalska gyaru”, czyli sztampa nawet większa, a do tego bardzo negatywny i szkodliwy stereotyp.
Teoretycznie mogłaby być ta inna sztampa, praktycznie nie, bo jak to tak, żeby ukichana protagonisty nie była jako ta lelyja nagrobna…
Całkowicie szczerze, to czy bohaterka musi być czysta i niewinna w anime, czy nie, bez prowokowania fanów, nie ma tutaj nic do rzeczy.
Mamy tutaj dwie opcje, ponieważ postać Marin nie jest w związku – albo jest aktywna romantycznie i uwodzi/bawi się z panami (lub bardziej) poza stałym związkiem, albo nie. Nie żeby tak naprawdę było w tym coś złego, gdyby to robiła. Jednakże, w tym momencie zaś mamy tak naprawdę sytuację, gdzie obie kwestie są dość klasyczne narracyjnie – tylko jeden z nich bardziej pasuje narracyjnie do historii, oraz nie propaguje szkodliwych i negatywnych stereotypów. Pomimo prawa kobiet do decydowania o sobie w każdej strefie, istniejące stereotypy dotyczące traktowania gyaru jako z automatu „puszczalskich i łatwych” są niestety wyjątkowo paskudne, nie mają nic wspólnego z prawem do samostanowienia, są czystą fetyszyzacją i dobrze, że seria w nie nie wchodzi, nie podbudowuje ich.
Dla przykładu tych stereotypów: w „Araburu Kisetsu no Otome-domo yo” Mari Okady jedyną panią, która zachodzi w szkole przedwcześnie w ciążę jest jedna jedyna gyaru wśród postaci. Bardzo rzuca się w oczy, że autorka wyznaje te stereotypy.
Całkowicie szczerze, z tych powodów nie podoba mi się Twoje stwierdzenie „wbrew pozorom, szanuje się i spławia potencjalnych absztyfikantów” – samo w sobie wynika ono ze stereotypu, że ładnie ubierająca się dziewczyna robi to aby się podobać i uwodzić, a nie dla samej siebie, że z jakiś powodów takie podejście jest normą, a inne zachowania – odstępstwem, które należy podkreślić. To stereotyp mocno zbliżający się do tzn. „slut shaming” w mojej opinii.
Nie jestem pewna, dlaczego zakładasz tutaj moją złą wolę i najbardziej niekorzystną dla mnie interpretację? „Wbrew pozorom” odnosi się tutaj do postrzegania bohaterki przez świat wokół i nie ma nic do mojej oceny. Moja ocena na razie jest taka, że jako postać – popularna ślicznotka zwracająca nagle uwagę na niepopularnego chłopaka – jest stereotypowa. Może potem przestanie być, to pierwszy odcinek, ale ten sam typ widziałam już ładne kilka razy. I tylko o przekazanie tej myśli mi chodziło.
Nie mam niestety opcji podpięcia się do konkretnego komentarza, więc odpowiem do tego tutaj.
„Nie jestem pewna, dlaczego zakładasz tutaj moją złą wolę i najbardziej niekorzystną dla mnie interpretację? „Wbrew pozorom” odnosi się tutaj do postrzegania bohaterki przez świat wokół i nie ma nic do mojej oceny.”
Spędziłem dłuższą chwilę, próbując zinterpretować to zdanie w inny sposób niż wynikający z ukrytych uprzedzeń autorki.
Po pierwsze, w serii nie pada żadne stwierdzenie o bohaterce, które można by interpretować jako wskazujące, że świat wokół ją traktuje w sposób, który by uzasadniał opinię, że to ze świata przedstawionego pochodzi opinia „wbrew pozorom, szanuje się i spławia potencjalnych absztyfikantów”. Nigdzie nie jest stwierdzone, że bawi się facetami, chodzi w podejrzane miejsca, czy (o zgrozo) uprawia seks.
Nawet jeśli jednak będziemy niektóre elementy tak interpretować, to dlaczego „wbrew pozorom”? Takie ujęcie sugeruje, że autorka tekstu zgadza się z opiniami ogółu, że wygląd i zachowanie bohaterki sugerują w jakiś sposób, że powinna zachowywać się uwodzicielsko czy rozwiąźle, a „wbrew pozorom” wcale taka nie jest. Gdyby autorka nie zgadzałaby się z takim stwierdzeniem, znacznie bardziej pasowałoby np. „wbrew opiniom ogółu/kolegów”
Po drugie, dlaczego „szanuje się i spławia potencjalnych absztyfikantów”? Brzmi to jakby te dwie rzeczy musiały być połączone, a kobieta nie mogła się szanować i równocześnie spędzać czas z mężczyznami nią zainteresowanymi, czy (o zgrozo) nawet mieć z nimi wolne związki. Jak mówię, nasuwa to silne skojarzenia z tzn. „slut shaming”.
Po trzecie, w budowie zdania „Marin to energiczna ślicznotka, która wie, czego chce, a jednocześnie, wbrew pozorom, szanuje się i spławia potencjalnych absztyfikantów (a to już niestety dość sztampowa sztampa)” rozbierając je logicznie, „wbrew pozorom” może odnosić się do „energiczna ślicznotka” albo ” wie, czego chce”. Zakładam, że nie uważasz, że „wie, czego chce” tworzy pozory braku szacunku dla samej siebie, więc mogę to połączyć tylko z „energiczną ślicznotką”, aby zdanie miało sens. Co wskazuje mocno, że według Ciebie „ślicznotka” sugeruje stereotyp, według którego ładnie ubierająca się dziewczyna robi to, aby się podobać i uwodzić, a nie dla samej siebie. Czyli ponownie, bardzo bolesne zbliżenie do „slut shaming”.
Dlatego też, z powyższych powodów, sugeruję przebudowę tego zdania. I naprawdę przemyślenie, czy na pewno nie ma się wewnętrznych uprzedzeń.
Mam poczucie, że powinieneś zacząć od poszukania belki we własnym oku.
Z mojego punktu widzenia dorobiłeś rozbudowaną i całkowicie fałszywą teorię do dwóch słów i jednego zdania. Kiedy napisałam sprostowanie, zamiast ograniczyć się do myśli zawartej w ostatnim akapicie („może warto zastanowić się nad przeredagowaniem tego zdania, ponieważ może być mylące), powtórzyłeś swoją teorię, obudowując ją dodatkowymi szczegółami. Tekst nadziałeś argumentami ad personam i przypisałeś mi wyimaginowane poglądy, żeby móc je skrytykować. To wszystko sprawia, że nie widzę celu, ani nie mam ochoty kontynuować dyskusji na ten temat.
Zakładam, że nie było to Twoim celem, powinieneś więc wiedzieć, że Twoje komentarze, w szczególności ostatni, mogą być interpretowane jako bardzo obraźliwe, a także naruszające granice prywatności poglądów rozmówcy. Nie zalecałabym używania podobnego stylu w dyskusjach z osobą, która nie zna Cię tak długo jak ja.
Przede wszystkim, w żadnym miejscu mojej wypowiedzi nie padło sformułowanie ad personam.
Zapytałaś się mnie, dlaczego przypisuję Ci złą wolę (cytując: „Nie jestem pewna, dlaczego zakładasz tutaj moją złą wolę i najbardziej niekorzystną dla mnie interpretację?”), oraz wyraźnie nie uważałaś, że w sformułowaniu które zastosowałaś jest cokolwiek złego. W związku z tym wytłumaczyłem dokładnie krok po kroku dlaczego Twój sposób zapisu jest bardzo nieprzyjemny i może być bardzo źle odebrany, oraz jakie skojarzenia względem Twojej opinii (bo w serii nie padło żadne stwierdzenie do tego zbliżone) na temat bohaterki ten zapis nasuwa.
Nie chciałem się odwoływać do tłumu, ale skoro sugerujesz mi szukanie belki we własnym oku, oraz zarzucasz argumenty ad personam – skonsultowałem to też wcześniej z trzema innymi osobami, aby uzyskać potwierdzenie (lub zaprzeczenie), że nie tylko ja odnoszę tak nieprzyjemne wrażenie z tej wypowiedzi.
Moim celem owszem nie było obrażenie Cię, tylko dokładne i dosadne wyjaśnienie, co jest bardzo nie tak ze zdaniem, które napisałaś, oraz jakie poglądy autorki sugeruje, gdyż wyraźnie nie przyjmowałaś tego do wiadomości. Nie uważam też sugestii przemyślenia faktu, że napisało się i broni zdania, które czterem niezależnym osobom nasuwają skojarzenia zbliżone do „slut shaming” za obraźliwe, wręcz odwrotnie – za dobrą radę. Każdy człowiek (tak, pierwszy się przyznam że ja również) ma pewne zinternalizowane uprzedzenia i jeśli zachodzi podejrzenia, że jakieś zachodzą – warto to przemyśleć.
1. Marin JEST energiczna, śliczna* i bardzo wie czego chce. To są fakty.
2. Stereotypy nie biorą się znikąd.
3. Wspomniany stereotyp o puszczalskiej gyaru jest w dzisiejszych czasach w mainstreamie w zasadzie martwy, egzystując, okazjonalnie, w hentajach, a nawet i tam wymiera.
Tak dla porządku ino wspominam.
*as in, atrakcyjna
Punkt 2 całkowicie wyklucza jakąkolwiek sensowną dyskusję. Przykro mi.
Natomiast, ad punkt 3, wyraźnie nie czytałeś moich wypowiedzi, gdyż przytoczyłem bardzo niedawny przykład z dzieła znanej i istotnej w środowisku autorki.
Mari *wszystko dla dramy* Okada? O, czytałem.
A skoro dyskutujemy o lekturach, polecam Sono Bisque właśnie.
W ramach przełamywania stereotypów właśnie.