Tribe Nine – odcinek 3

To był bardzo dobry odcinek, a finał tak mnie zaskoczył, że do przyszłego tygodnia chyba obgryzę paznokcie do łokci… Ale po kolei. Zgodnie z przewidywaniami Otori rzucił wyzwanie plemieniu Minato, a Shun nie zwracając uwagi na protesty przyjaciół, przyjął je. W związku z tym, praktycznie cały odcinek to rozgrywka między następcą tronu, a Kamiyą i przyległościami. Początkowo gra jest nawet wyrównana, głównie dzięki umiejętnościom Shuna (także taktycznym), ale nie sposób nie zauważyć, że reszta grupy po prostu nie ma szans w starciu z Otorim. Zresztą mają do czynienia z człowiekiem orkiestrą, który nie potrzebuje pomocy swoich podwładnych, będących jedynie „wypełniaczem” na boisku. Niestety, chociaż Shun kilkakrotnie zaskakuje przeciwnika, koniec końców plemię Minato przegrywa mecz. Kamiya zostaje ciężko ranny, a następca tronu w ramach wygranej nakazuje „rozwiązanie” plemienia. Ma to związek z planami władcy, który pragnie więcej władzy niż już posiada i w tym celu nakazuje Otoriemu pokonanie wszystkich plemion, i to w brutalny sposób. Cóż, nastroje są kiepskie, ostatecznie członkowie Minato poddali mecz w trosce o zdrowie i życie Shuna, i chociaż nie żałują swojej decyzji, przegrana zawsze boli. Po opuszczeniu szpitala, już w lepszych nastrojach, grupa urządza tradycyjną ucztę – przy okazji Haru informuje Shuna, że widział jak wyglądało ostatnie zagranie i że nie powinni byli przegrać, ale mleko się wylało. Kiedy wszyscy ucztują, Kamiya na chwilę wychodzi na krótki spacer i nie mogę pozbyć się bardzo przykrego wrażenie, że podczas niego umiera…

Tak, to byłoby pewne zaskoczenie, bo byłam przekonana, że Kamiya będzie jednym z głównych bohaterów, ale cholera wie… Czołówka, niestety, wskazuje na taką możliwość i z fabularnego punktu widzenia, byłaby to świetna okazja do zmuszenia Haru i Taigi do rozwinięcia talentu. Oficjalnie plemię Minato nie istnieje, po śmierci Kamiyi (nadal nie chce mi to przejść przez klawiaturę) mogłoby odrodzić się na nowo, z nowym przywódcą i olbrzymią chęcią odegrania się na rodzinie królewskiej. Być może twórcy planują jeszcze inną niespodziankę i w jakiś sposób „przywrócą do życia” Shuna (bo ja wiem, są te fabularne śpiączki, odrodzenia, wyskakiwanie zza krzaka z okrzykiem „Ja żyję!”), ale na razie trudno wyrokować. Tym bardziej, że mamy do czynienia z projektem multimedialnym, którego poszczególne elementy są ze sobą powiązane. Pomijając kilkudziesięciosekundową zagwozdkę z końca odcinka, to był naprawdę rewelacyjny mecz i w ogóle odcinek – dynamiczny, emocjonalny i zaskakujący. Mierzi mnie myśl, że prawdopodobnie ubili mi jedną z ulubionych postaci, ale Tribe Nine nadal zapowiada się rewelacyjnie. W tej chwili nawet bardziej.

Rysunkowo nadal jest dobrze, było dużo efektownych ujęć, animatorzy również dali radę. Poza tym, nie miałam okazji pochwalić ścieżki dźwiękowej, może nie wybitnej, ale naprawdę dobrze dobranej i sensownie wykorzystanej. Poza tym, ending jest wyjątkowo ładny! Tribe Nine nie zawiodło mnie, zaskoczyło na pewno, bo spodziewałam się serii nieco lżejszej, ale nawet jeśli, to tylko w pozytywny sposób. Dla mnie jedna z najciekawszych propozycji zimowych i zachęcam do zapoznania się z nią.

Leave a comment for: "Tribe Nine – odcinek 3"