Aharen-san wa Hakarenai – odcinek 1

Początek roku szkolnego w pierwszej klasie liceum jest dla Reidou nową szansą na znalezienie przyjaciół – w gimnazjum mu nie wyszło, bo ponoć nieprzyjaźnie wyglądał, zupełnie bez związku ze swoim charakterem i intencjami. Tymczasem najbliższa sąsiadka, malutka jak lalka Reina Aharen, kompletnie nie reaguje na wszelkie jego zagajenia i próby nawiązania znajomości, milcząc jak grób i utrzymując pełen obojętności dystans. Dopiero na drugi dzień, kiedy podaje jej upuszczoną gumkę do mazania, dziewczyna nagle zmienia postawę – na zaskakująco bliską, a z powodu braku podręcznika oboje znajdują się w jednej ławce. Po czym spędzają razem także przerwy w szkole i popołudnie po, a Reina wręcz się do Reidou klei, co go nieco zdumiewa, ale zupełnie mu nie przeszkadza ani nie wytrąca z równowagi. Swoją drogą, on sprawia wrażenie chłopaka, którego nawet lądowanie kosmitów na jego balkonie nie wytrąci z równowagi…

Kolejnego dnia Reina znów staje się odległa jak odległa planeta, ale wtedy Reidou bierze sprawy w swoje ręce i sam się do niej przysiada. Wtedy koleżanka wyjaśnia mu – jej głos, choć cichy, nagle staje się słyszalny – że przez całe życie nie umiała zachować właściwego dystansu wobec innych, konkretnie za bardzo go skracałą, więc chcąc tego uniknąć, stara się… trzymać na dystans. Informacja, że chłopakowi to nie przeszkadza, zmienia wszystko – znów stają się nie tyle nierozłączni, co nierozlepialni.

Kolejna sekwencja scen to próby Reidou znalezienia sposobu na porozumiewanie się z Reiną, która mówi po prostu zbyt cicho – od czytania z ust, przez karteczki (nie wyszło, bo go nimi po prostu zasypała), po oszałamiający zestaw absurdów w stylu telepatii i znaków dymnych. Owszem, drgnął mi wskaźnik poczucia humoru na ten widok… A w końcu chyba wyostrzył mu się słuch, jak sam stwierdza, i po prostu zaczął ją słyszeć (ekhem). Reina w podzięce za te wysiłki obdarowuje go naręczem wygranych w automacie maskotek (chłopak wcześniej sam próbował je zdobyć, sądząc, że jej się podobają, ale kompletnie bez skutku), a kolejnego dnia przyrządza mu bento, bo wyjazd matki pozbawił go domowego jedzenia (przy okazji, chłopak ma jeszcze młodszą siostrę, która w dwóch krótkich scenach zaprezentowała większy poziom energii niż oboje protagoniści razem przez resztę odcinka… ale to nie była wielka sztuka). Ponieważ Reina do tej całej kulinarnej przygody musiała strasznie wcześnie wstać, dzień praktycznie przesypia, najpierw w ławce z otwartymi oczami, potem na kolanach kolegi… który za cały komentarz stwierdza, że ona jest strasznie nieprzewidywalna.

Cóż, było to zupełnie nieszkodliwe, minimalnie zabawne i nieco bardziej nudne… Sama zaczęłam przysypiać jeszcze przed połową odcinka i nie poczułam na razie żadnej mięty do tych postaci ani zainteresowania rozwojem ich relacji. W sumie to coś czuję, że się ona nie zmieni przez następne dwanaście czy ileś odcinków. Chociaż może wprowadzą trochę ożywienia drugoplanowi, których trochę przybędzie, sądząc z openingu. Poza tym oprawa graficzna jest całkiem przyzwoita jak na tego typu seryjkę, tzn. tła i statyści w nich istnieją, oszczędności nie bolą, pastelowa kolorystyka jest przyjemna, a projekt twarzy Reidou nawet interesujący. Bohaterowie ruszają się tak, jak powinni, za to mimika obojga nie wymaga za wiele od animatorów. Całość dokrasza specyficzna muzyczka, jasno informująca, że mamy do czynienia z dziełkiem, którego nie należy traktować serio, stąd nie zamierzam w ogóle oceniać postaci i ich relacji od strony prawdopodobieństwa psychologicznego.

Leave a comment for: "Aharen-san wa Hakarenai – odcinek 1"