Dance Dance Danseur – odcinki 1-2

Jak wiadomo z pasjami bywa różnie. To, że się coś uwielbia, nie oznacza od razu, iż ma się możliwość rozwijania swoich zainteresowań, nawet jeśli rzeczone zainteresowania można poprzeć talentem. Brak czasu lub pieniędzy, różne okoliczności życiowe – przeszkód może być multum. W przypadku tej serii pasją jest balet, a okolicznością życiową śmierć ojca głównego bohatera.

Kilkuletni Junpei Murao jest zafascynowany baletem i nawet ojciec marzący o tym, by syn poszedł w jego ślady, daje się przekonać, że warto w pasję dziecka zainwestować. Rzeczywistość zmusza jednak rodzinę Murao (czy raczej samego Junpeia) do radykalnej zmiany planów i chłopiec porzuca marzenie o występach scenie baletowej na rzecz sportów walki i piłki nożnej. Jak bowiem powiedział wujek: „chłopak musi teraz być prawdziwym facetem, skoro taty zabrakło”.

Kilkunastoletni Junpei Murao chodzi do gimnazjum i nieźle radzi sobie w szkolnym klubie sportowym i na zajęciach u wujka. I nadal jest zafascynowany baletem. Dostrzega to jego klasowa koleżanka – Miyako Godai, która dosłownie siłą (czy raczej wrodzonym urokiem) przekonuje chłopaka, by wrócił do swojej pasji z dzieciństwa. Albo przynajmniej spróbował, ponieważ jak bowiem twierdzi matka Miyako, instruktorka baletu: „naście lat to trochę za późno na początek nauki”. Krótki pokaz nieoszlifowanych umiejętności chłopaka przekonuje ją jednak do dania Junpeiowi szansy. Tym bardziej, że wielkimi krokami zbliża się ważny występ i dodatkowa para rąk (czy może bardziej nóg) do pracy zawsze się przyda.

Nie raz, nie dwa już czytaliśmy o tym lub oglądaliśmy, jak główny bohater lub bohaterka w wieku lat nastu albo po raz pierwszy styka się z niecodzienny hobby, albo po wielu latach ma szansę odgrzebać swój zapomniany talent. Dance Dance Danseur to taka krzyżówka tych dwóch pomysłów, bo mimo że Junpei miał w dzieciństwie styczność z baletem, to nie miał za bardzo okazji go poćwiczyć. Na pierwszy rzut oka wygląda to jak standardowy przedstawiciel swojej kategorii, który z biegiem czasu może, ale nie musi zacząć wyróżniać się na tle innych podobnych mu historii. Początek jest w porządku, chociaż bez rewelacji, jeśli chodzi o część fabularną, balansując na granicy wiarygodności i bajki. Scenariusz nie porywa, ale gdzieś tam jakieś promyki uroku przebijają się przez chmury typowości. Z mangowym pierwowzorem zapoznałam się jedynie pobieżnie, więc oceniam głównie samo anime. Wszystko w sumie zależy od tego, jak rozwiną się bohaterowie, bo to na ich barkach spoczywa ciężar tej produkcji. Obsada pewnie z biegiem czasu się rozrośnie, ale to, co zaserwowano widzom w dwóch pierwszych odcinkach może dawać nadzieję na sympatyczne osobowości. Może trochę sztampowe, ale sympatyczne.

Wiele też zależy od tego, w jakim kierunku pójdzie jakość oprawy technicznej, bo taniec jest wymagającym elementem, jeśli chodzi o animację i, znając życie, im dalej w lasu to z jej płynnością może być różnie. Jak na razie jest dobrze, a kluczowe partie prezentują się całkiem ładnie. Pytanie tylko, czy wszyscy będą w stanie zaakceptować charakterystyczną kreskę. Nie jest ona bardzo, ale to bardzo specyficzna, aczkolwiek niektóre jej elementy mogą odrzucać. Pomijam nienaturalnie wydłużone sylwetki, nie raz moje oczy widziały „gorsze” przypadki, ale te nieproporcjonalnie duże głowy w niektórych ujęciach naprawdę przyciągają uwagę. I to niekoniecznie w pozytywnym sensie. Muzycznie jest w porządku, towarzyszące serii piosenki brzmią ok. Słowem: nie miałam okazji wyrobić sobie jeszcze na ich temat zdania (mimo że za ścieżkę dźwiękową odpowiada Michiru). A nie, przepraszam: czołówka jest pomysłowo wykonana.

Pytanie: czy trzeci odcinek zmieni jakoś moje niezbyt zdecydowane odczucia względem tej serii? Okaże się za tydzień.

Leave a comment for: "Dance Dance Danseur – odcinki 1-2"