Gunjou no Fanfare – odcinek 1

Już pierwsze komputerowe sekundy nie wróżą dobrze tej serii, a kolejne potwierdzają, że jakość animacji woła o pomstę do nieba. Ba, co gorsze, nim mijają pierwsze dwie minuty seansu, widz zostaje oszołomiony pokładami tandety, w której główny bohater, Yu Armimura, z zatchnięciem, przy podniosłej muzyczce i wśród pastelowych sylwetek koni oznajmia swoje odejście z przemysłu rozrywkowego i rozpoczęcie nauki w szkole wyścigów konnych. Kiczowaty dramatyzm zostaje podlany wściekłymi głosami kolegów z byłego zespołu bohatera na tle ciemnych esów-floresów.

Następny jest przybywający tak jak stał wprost z jakiejś wyspy wiejski chłopak, ale to tylko przebitki, bowiem w pierwszej połowie odcinka więcej czasu spędzimy wraz z Yu: idącym do szkoły, poznającym swoich nowych kolegów i wraz z nimi uczestniczącym w konferencji z okazji… rozpoczęcia nowego roku nauczania. Każde z kilkorga nowych uczniów jest przedstawiane przez prowadzącego i musi odpowiedzieć na jakieś pytanie. Szczególnie wyróżnia się czerwonowłosy pan, negatywnie oceniający głównego bohatera i po konferencji prowokujący go słownie, do rękoczynów niestety nie dochodzi, bowiem właśnie powiał wiatr i przewrócił samochód elektryków, wzbudzając panikę pokroju tej przy znalezieniu bomby w budynku… Cóż za dramatyzm! To napięcie! Te rozpędzone rżące konie cwałujące na bohaterów!

Drugi z trójki plakatowych postaci, wspomniany już w poprzednim akapicie Shun Kazanami, wkracza z wizgiem na scenę, ratując Yu przed stratowaniem – ten ostatni bowiem z otwartymi ramionami chciał uścis… złapać galopującego konia. Okazuje się, że nowy ma podejście do koni, świetnie sobie z nimi radzi, doskonale jeździ konno (pierwszy raz w życiu), dzięki czemu ratuje sytuację, przy okazji zadzierzgając bliższe więzi z Yu.

Widz siedzi z rozdziawioną japą i wielkimi oczami patrzy na to sparklające kiczem widowisko, zastanawiając się, czy to tak na serio, czy nie. Są sceny wskazujące na to drugie, np. „fanserwis” yaoi, ale próba wprowadzenia napięcia czy wywołania wzniosłego nastroju wskazuje na to pierwsze. Niemniej, pierwszy odcinek jest absurdalnie głupi – doskonały do oglądania w grupie, polecam.

Leave a comment for: "Gunjou no Fanfare – odcinek 1"