Gunjou no Fanfare – odcinek 3

Pierwszy odcinek był niezamierzenie zabawny, drugi nudny, a trzeci… trzeci jest zaskakująco dobrze zbudowany i pozwala odrobinę lepiej poznać postaci. Do grona uczniów dołącza osobnik, który do tej pory studiował już jeździectwo w innych krajach, w tym w Anglii, i na początku jawi się właśnie jako karykaturą takiego wychowanego w tym kraju panicza, który wszystko wie lepiej i strasznie cierpi przez konieczność zadawania się z plebsem. Komentuje umiejętności pozostałych, poprawia nawet nauczyciela, wytyka, co kto robi źle. Odmawia sprzątania stajni, wkurza każdego po kolei poza Shunem (blondyn ze wsi) oraz Eri, która jakoś tak jest całkiem przez niego ignorowana.  Nie wierzy, że się czegoś tu nauczy. Rodzi to konflikt między nim a resztą, wspierany dramatyczną muzyką. W pewnym momencie Amane prosi Shuna na rozmowę – w nocy, przy świetle księżyca i gwiazd…

Tak, jest tu troszkę fanserwisu dla fanek yaoi – wrzuconego jako element komediowy tam, gdzie akurat pasowało, nic wielkiego ani poważnego. W ogóle jest tu więcej humoru, jakby twórcy spojrzeli w końcu z dystansu na swoje dzieło. Bawi wyprawa po nocy grupy uczniów, aby ściągnąć spacerowiczów z powrotem, bo jak wpadną podczas obchodu nauczyciela, to oberwie się całej klasie. Bawi zauważalny coraz bardziej stosunek Amane (tego przybyłego zza granicy) do jedynej w klasie dziewczyny. Nie bawi tylko mocno przerysowany schemat, jakim chłopak ten został obdarowany w ramach charakteru. Na szczęście jego postać troszeczkę się rozwija w zetknięciu z innymi postaciami, głównie Arimurą, czyli – przypominam – głównym bohaterem. Arimura bowiem jako najsłabiej sobie radzący, staje się głównym celem komentarzy Amane (obok czerwonowłosego Akiego, którego Amane po prostu uwielbia wpieniać), ale co zaskakujące – a może nie, w końcu pracował już w dorosłym biznesie – nawet prowokowany przez nowego ucznia Arimura zachowuje się dość dojrzale.

Cóż, nie jest źle, ale nie jest też wystarczająco dobrze dla mnie. Seria jest nierówna, czasami męcząca, czasami zabawna, posiada postaci, które momentami zachowują się tak schematycznie, że trudno patrzeć, a czasami za ich zachowaniem kryje się nieco więcej treści. Co ciekawe, seria skupia się wyłącznie na ludziach – owszem, mówią oni czasami o koniach, nawet na nich jeżdżą, widzimy je na ekranie (paskudnie odcinające się od reszty animacji),  ale zwierzęta stanowią tutaj jedynie rekwizyty, wygodny pretekst, aby zestawić ze sobą grupę ludzi. O samym sporcie jest mało, może to się zmieni, ale nie sądzę, aby ewentualna zmiana miała być duża – podejrzewam, że nadal będziemy oglądać, jak uczą się teorii i praktyki, jak jeżdżą – ale ze zbliżeniem na twarz postaci, a nie na koński psyk. Równie dobrze mogłaby to byś gra w krokieta, pewnie z taką samą pasją i przekonaniem rozmawialiby o zrozumieniu młotka i dołka, jak konia, nie byłoby dużej różnicy. Trudno mi ocenić, jaka ostatecznie będzie ta seria – nadaje się do oglądania, da się polubić niektóre postaci, choć dopiero trzeci odcinek mnie do nich przekonał, ale całkiem możliwe, że zaliczy jeszcze jakieś spadki. Albo wzloty.

Leave a comment for: "Gunjou no Fanfare – odcinek 3"