Healer Girl – odcinek 2

Kana ma wkrótce przystąpić do egzaminu, aby zdobyć tymczasową licencję na uzdrawianie, ale nie jest zbyt pewna siebie. Egzaminy to pierwszy krok, a oprócz śpiewania zawierają także sprawdzian pisemny z wiedzy ogólnej, praktyki, farmacji i czego tam jeszcze okołomedycznego. A z tego Kana nie jest za dobra (choć chodzą słuchy, że mało kto oblewa), na dodatek okazuje się też, że ma problemy ze zmianą tonacji piosenek – a to może być niebezpieczne dla pacjenta.

W szkole poznaje też swoją przyszłą wroginię, a raczej „wroginię” – niejaką Sonię Yanagi, która wróciła zza mórz, jest uzdrawiaczką wyższej klasy tamże (nieuznawaną z kolei tutaj, bo za młoda i bez papierów oficjalnych), aktualnie mieszkającą w innej klinice uzdrawiaczy – Honosace, oraz wnuczkę właścicielki kliniki, Shinobu Honosakę, przyszłą kompozytorkę. „Wroginię” bowiem, Soni się nie podoba, że tak utalentowana osoba jak ona musi się dostosowywać do jakichś zasad (np. wiekowych) i w związku z tym ubzdurza sobie, że musi pokazać wyższość swoją i swojej kliniki nad Karasawą. Ale na razie trójka dziewcząt zupełnym przypadkiem natyka się na przypadek medyczny wymagający pomocy i dosyć spektakularnie ponosi porażkę na polu leczniczym. Na szczęście dla pacjentki w sukurs przychodzi Mistress i ratuje sytuację, pokazując dobitnie Sonii i Kanie różnicę poziomów pomiędzy profesjonalistką a praktykantką.

Graficznie – pierwszy odcinek nie zachwycał, ale tutaj spadek jakości i wzrost krzywości postaci mamy zdecydowany, przykryty przez kadrowanie i sporą liczbą postaci w trybie super deformed. Nie powiem, żeby to cieszyło oko, zwłaszcza że tym razem bardziej rysunek odcina się od tła. No i naprawdę, lecznicza pieśń to już kompletnie inny poziom odlotu, z gwiazdkami, feniksem, skałami i mrokiem oraz na deser pulpitem windowsa.

Fabularnie mamy dalsze zmaganie Kany z materią, czyli życie praktykantki. Mimo swoich wyjątkowych zdolności zaprezentowanych w pierwszym odcinku, panienka nie jest szkolona, a zabłyśnięcie od czasu do czasu raczej na długo nie starczy i jakieś podstawy i egzamin należy mieć – co zaliczam na plus. Pojawianie się nowych postaci w sumie także, bo tym samym widać, że Karasawa nie jest samotną wyspą na oceanie konwencjonalnej medycyny i że są inne lecznice, przy czym co do Sonii mam uczucia mieszane. Generalnie małolata z manią wielkości, stwarzająca pozory tyrana, z kilkoma pozytywnymi cechami, ale mam nadzieję, że umiejąca wyciągać wnioski. No i kawałek, który można potraktować od biedy fanserwiśnie, ale jak dla mnie jest zbyt udziwniony – i mówię tu o obsesji blondyneczki na punkcie Mistress. I chyba jej kot podziela moje zdanie.

Leave a comment for: "Healer Girl – odcinek 2"