Kono Healer, Mendokusai – odcinek 2

Na wypadek, gdyby ktoś nie pamiętał: oryginalną misją Alvina było zebranie ziół leczniczych, zaś wydarzenia z poprzedniego odcinka stanowiły tylko jedną z przeszkód na drodze do celu. Teraz dzielny wojownik wyrusza w dalszą drogę, niestety (dla siebie i widza) nadal w towarzystwie Carli, na które jest na razie skazany. Rzeczona droga wiedzie przez stare cmentarzysko pełne dusz potępionych, las pełen pułapek goblinów oraz skały pełne… No dobra, wśród skał ukrywa się jeden cyklop, za to duży. Jak sprostają tym wyzwaniom bohaterowie?

Nijak, bo oczywiście nie są to żadne wyzwania. Drugi odcinek jedzie dokładnie na tym samym zestawie sałatkowym, co pierwszy. Alvin jest generalnie bezużyteczny i większość czasu spędza, złoszcząc się jałowo na Carlę (bo pozbyć się jej z woli scenariusza nie może). Carla jest bezużyteczna i irytująca, bezustannie też bombarduje Alvina docinkami, które zapewne w założeniu są zabawne, a w rzeczywistości nudne i męczące jak popisy wujka po n-tym kieliszku, gdy wydaje mu się, że jest duszą towarzystwa i co powie, to wszyscy zrywają boki. Potwory okazują się zwykłymi i rozsądnymi istotami rozumnymi, które są zajęte swoimi sprawami i generalnie traktują przybyszów z cierpliwością i wyrozumiałością, zamiast, jak z konwencji gatunku wynika, atakować z wrzaskiem. Absolutnie nihil novi w stosunku do tego, co już w pierwszym odcinku wydawało się wymęczone.

Nie jestem fanką komedii, której clou polega na tym, że jedna strona obraża i poniża drugą, ale szczerze mówiąc, Kono Healer, Mendokusai robi to tak nieudolnie, że nawet nie odczuwam do niego szczególnej odrazy z tego powodu. Nie zmienia to faktu, że odcinek był ponownie absolutnie nieśmieszny i szczerze mówiąc, wydaje mi się, że dla tej serii nie ma już większej nadziei. Duet bohaterów jest dysfunkcjonalny do tego stopnia, że nie można przez nimi postawić wyzwania poważniejszego niż ominięcie kałuży, bo mowy nie ma, żeby sobie z nim poradzili w ramach przyjętej tutaj konwencji. W sumie czołówka przedstawia (z numerkami, jako „gościnne występy”) potwory i inne postaci, które spotkamy w kolejnych odcinkach, więc przypuszczam, że jej obejrzenie może być niezłym substytutem męczenia się z ciągiem dalszym. Mnie został jeszcze jeden odcinek, innym nadal zdecydowanie odradzam.

Leave a comment for: "Kono Healer, Mendokusai – odcinek 2"