Paripi Koumei – odcinek 2

Przeżyłam pozytywne zaskoczenie rozplanowaniem odcinka, w którym mamy okazję po raz pierwszy zobaczyć, jak Kongming wciela w życie swoje umiejętności taktyczno-strategiczne. Wszystko zaczyna się od wyjścia na koncert Mii, gwiazdki wprawdzie niezbyt wielkiej w skali bezwzględnej, ale jednak bez porównania popularniejszej od Eiko. Chociaż ma to na celu głównie rozpoznanie przeciwnika, Kongming po występie zabiera swoją podopieczną za kulisy, żeby pogratulować artystce. Mia składa zaskoczonej Eiko propozycję zbyt piękną, by mogła być prawdziwa: występu na lokalnej imprezie koncertowej. Oczywiście szybko się okazuje, co naprawdę jest jej celem: koncerty odbywają się na dwóch scenach jednocześnie i Mia ma swój interes w tym, aby w czasie jej występu inną scenę zajęła nieznana nikomu artystka. Eiko mimo wszystko zamierza wykorzystać daną jej szansę, zaś Kongming obiecuje, że zdoła zapełnić jej salę… W jaki sposób? Cóż, strategie i podstępy przydatne w trakcie kampanii wojennej bywają zaskakująco skuteczne także w innych okolicznościach.

Zdziwiło mnie, że odcinek nie sprawiał wrażenia przeładowanego wydarzeniami; wręcz przeciwnie, fabuła toczy się wręcz leniwie i znajduje czas na niespieszne sceny w rodzaju rozmów Kongminga z Kobayashim (właścicielem klubu, w którym pracują Eiko i Kongming) czy poranny jogging Eiko w parku. Wiele rzeczy, jak choćby przygotowania do występu czy sam koncert, jest za to pokazanych bardzo skrótowo i wbrew pozorom uważam, że to bardzo dobre rozwiązanie. Chociaż króciutkie migawki z występów Mii i Eiko pozostawiają niedosyt, udaje się w nich wykreować znacznie lepszy nastrój i skuteczniej utrzymać uwagę widza niż w przypadku pokazania dłuższych fragmentów wykonywanych przez nie utworów. Równie dobrym pomysłem jest pominięcie całego etapu przystosowywania się Kongminga do życia w nowej rzeczywistości (przeskakujemy tu od początku listopada do okresu bożonarodzeniowego), co pozwala uniknąć mocno powtarzalnej komedii, jaka była już co najmniej kilka razy.

Równie strategicznie stosowana jest animacja. W wielu scenach po prostu nie istnieje, co trochę rzuca się w oczy (np. wejście bohaterów na koncert Mii to seria zatrzymanych kadrów), ale za to wtedy, kiedy trzeba – czyli podczas występów – artystki poruszają się płynnie, dynamicznie i zgodnie z anatomią, a kamera ponownie jeździ wokół nich i bawi się kadrowaniem, żeby podkreślić ruch. Ostateczny efekt uważam za naprawdę dobry jak na okoliczności i mam tylko nadzieję, że dalsze odcinki nie zamienią się w pokaz slajdów.

Leave a comment for: "Paripi Koumei – odcinek 2"