Shachiku-san wa Youjo Yuurei ni Iyasaretai – odcinek 1

Pani Fushihara, szeregowa pracownica biurowa, zarywa samotnie noc w firmie (nie po raz pierwszy zresztą), ponieważ szef zażyczył sobie jakowychś poprawek koniecznie na jutro. W biurze od pewnego czasu znikają drobiazgi jedzeniowe, a koleżanki podżartowują, że jeśli to nie złodziej, to chyba duchy… I zaiste, w środku nocy upiorny głos nie z tego świata zaczyna wzywać Fushiharę do opuszczenia open space’a, ale duchy duchami, a deadline deadline’em, więc bohaterka rusza się zza biurka tylko po to, aby odnaleźć źródło nieziemskich odgłosów. Okazuje się, że w biurze rzeczywiście jest duch, a raczej duszątko w postaci malutkiej i słodkiej dziewusi, która po prostu martwiła się, że ta miła pani zapracuje się na śmierć. Jako że Fushihara wychodzić nie zamierza, duszyczka (nazywana przez nią po prostu Yuurei-chan) stara się, jak może, żeby jej troszeczkę pomóc, a sam kontakt z tak uroczą i niewinną istotą koi przynajmniej trochę znużenie bohaterki…

Przyznam, że miałam trudności ze skleceniem choćby powyższego akapitu, ponieważ w odcinku nie dzieje się prawie nic. Zaburzona linia czasowa sprawia, że przeskakujemy pomiędzy sceną spotkania Fushihary i Yuurei-chan a poprzednim dniem, dzięki czemu seans nie jest całkiem usypiający, ale i tak odnosiłam wrażenie, że temu odcinkowi bardzo by posłużyło skrócenie o połowę. Wygląda na to, że zgodnie z zapowiedziami szykuje się seria, którą od biedy będzie można nazwać okruchami życia, acz przy założeniu, że „życiem” nazwiemy rozpływanie się nad słodyczą małej duszyczki, do której, jak wynika z czołówki, niebawem dołączą równie słodkie koleżanki. Nie wiem, czy zaczną się one do czegoś przydawać; Yuurei-chan na razie jest mocno bezużyteczna, co odróżnia tę serię od tytułów w rodzaju Kobayashi-san Chi no Maid Dragon albo Sewayaki Kitsune no Senko-san, gdzie bohater lub bohaterka zyskiwali realną pomoc w codziennych sprawach. Tu chodzi wyłącznie o rozczulający aspekt wizualno-dźwiękowy, bo Yuurei-chan wypowiada się jak wyobrażenie o idealnym przedszkolaku (w odróżnieniu od wypowiadania się jak prawdziwe dziecko).

Powiedziałabym, że przyłożono się do oddania wyposażenia biurowego, ale podejrzewam, że to kwestia nieco lepszych filtrów nałożonych na zdjęcia. Trudno też mówić o dynamice, kiedy gros odcinka zajmuje pojedyncza pani siedząca jak kołek przy komputerze w pustym biurze, ale zauważyłam, że ruch często zastępują rozmaite deformacje komediowe, dość zresztą na miejscu w tej serii. Mogę natomiast pochwalić kolorystykę, dość stonowaną i przyjemną dla oka. Jeśli natomiast chodzi o ogólne wrażenie… Powiedziałabym, że odcinek był monotonny, ale nieszkodliwy (oraz odpowiednio słodki), ale przyznam, że mam z tą serią podobny problem jak z przywołaną w poprzednim akapicie Sewayaki Kitsune no Senko-san. Nie bardzo potrafię w historyjce o toksycznym miejscu pracy widzieć punkt wyjścia do lukrowanej serii o nadprzyrodzonych istotach mających koić nerwy widza i wywoływać uśmiech rozczulenia.

Leave a comment for: "Shachiku-san wa Youjo Yuurei ni Iyasaretai – odcinek 1"