Shachiku-san wa Youjo Yuurei ni Iyasaretai – odcinek 3

W tym odcinku następuje zwrot akcji: Fushihara wychodzi z pracy w miarę o czasie. Kiedy o godzinie 2 w nocy pojawia się znajoma nam duszyczka (duchy japońskie straszą nie o północy, a między 2 a 3), początkowo cieszy się, że jej przyjaciółka w końcu poszła do domu, ale zaraz zaczyna jojczeć, ponieważ jest jej źle, jest sama, a do tego na zewnątrz szaleje burza. Na szczęście pilne poprawki sprawiają, że Fushihara pojawia się w środku nocy w biurze, potem zaś zabiera Yuurei-chan ze sobą do domu, przebrawszy ją w uroczy płaszczyk przeciwdeszczowy. Po drodze obie panie spotykają klasykę japońskiej popkultury w postaci moknącego w kartonowym pudle kotka i postanawiają go przygarnąć. To zaś oznacza, że od tej pory Yuurei-chan na stałe mieszka u Fushihary, żeby pod jej nieobecność opiekować się Myako (tak nazwała koteczkę). Zaś na sam koniec odcinka okazuje się, że Myako nie jest zwykłym kotkiem, tylko widzianym w czołówce bakeneko.

Wydawać by się mogło, że odcinek był mniej nudny i irytujący, ale to tylko pozory. Seria absurdalnie dużo czasu poświęca na pokazywanie Yuurei-chan zachowującej się słodko i uroczo, kosztem praktycznie wszystkiego innego. Paradoksalnie anime ponosi kompletną porażkę w kwestii przekonującego pokazania więzi, która powstaje między bohaterkami, i to mimo że spędzają one razem na ekranie 90% czasu. Przypuszczam, że wiem, dlaczego odbieram to w taki sposób. Yuurei-chan, jak pisałam już poprzednio, pokazywana jest jako uroczo niezdarne dziecko, czyli – przynajmniej w mojej optyce – istota z natury wymagająca jakiegoś zaopiekowania. Tymczasem, jak wynika z tytułu, to ona „opiekuje się” Fushiharą, kojąc jej nerwy, podczas gdy Fushihara reaguje na nią jak na słodką maskotkę. Jest w ich relacji jakiś nieprzyjemny posmak, który nie chce ustąpić po trzech odcinkach i tym bardziej się cieszę, że będę mogła się już rozstać z tą serią.

Wizualnie bez zmian, czyli ubogo i nieciekawie. Rozumiem, że uproszczone projekty są zamierzone (chociaż królicze uszy kota bolały), ale trudno nie zauważać, że ruch i mimika są ograniczane do minimum, podobnie jak tła. Mnóstwo czasu poświęca się za to na pokazywanie kolejnych póz i minek Yuurei-chan, koniecznie z powolnym panelowaniem. Jeśli komuś to wystarczy… Nie, nie zapraszam na seans. Polecam jednak wyrobić sobie gust na czymś trochę lepszym.

Leave a comment for: "Shachiku-san wa Youjo Yuurei ni Iyasaretai – odcinek 3"