Shijou Saikyou no Daimaou, Murabito A ni Tensei Suru – odcinek 1

Że też chciało się twórcom tracić na to czas… przez co ja straciłam 20 minut na oglądanie i stracę kolejne kilkadziesiąt, zupełnie niepotrzebnie. Wiedziałam to już od pierwszej wypowiedzi „maou” Varvatosa (de facto człowieka, prze-przepotężnego maga), który pokonawszy ludzi i bogów, co postawiło go na szczycie świata w totalnej samotności, zapragnął „zaznać klęski”, ponieważ uznał, że to go zbliży do innej istoty ludzkiej. Jako że w obecnej sytuacji nie miał na to szans, reinkarnował się jakiś czas później w zupełnie zwyczajnej rodzinie. Tyle że zachowana magiczna moc (i świadomość poprzedniego życia) nadal czyni go najpotężniejszą istotą na ziemi, już w wieku dziesięciu lat – i nadal nikt nie chce się z nim bawić! Próby przekonania do tego rówieśników obojga płci spaliły na panewce, ze złości Ard machnięciem ręki uciukał parę potworów i innych kawałków okolicznego ekosystemu, aż przyjaciel rodziców – sądząc po uszach, elf – zasugerował zmianę taktyki na bycie uprzejmym.

Pech… znaczy autor, ale co za różnica… chciał, że nowym obiektem obsesyjnej nieco pogoni Arda za przyjacielem/ciółką stała się córka owego elfa, Ireena, sama niezła magiczka, jak się później okazało, również pragnąca przyjaźni do końca życia – a ponieważ porzuciły ją wcześniejsze zdradzieckie psiapsiółki, postanowiła umrzeć z rozpaczy. Tyle że jej nie wychodziło, bo cały czas smażyła, zapewne odruchowo, przygodne potwory. Nową nadzieję na tragiczną śmierć dała jej banda goblinów, ale wtedy przyleciał – dosłownie – Ard i po kolejnym gromobiciu NPC-ów koniec końców przekonał ją do zaprzyjaźnienia się z sobą. Kilka lat później zaowocowało to nieprzystojną propozycją o poranku, żeby razem zapisali się do szkoły magii. Cdn. nastąpi i wcale nie chcę go oglądać…

Możliwe, że jestem uprzedzona albo byłam w złym stanie ducha, więc odcinek mnie tyleż znudził, co zirytował, ale kogoś innego, kogo wciąż bawią tego typu klisze, może by rozśmieszyło podejście Arda do zdobywania przyjaciół, zwłaszcza Ireeny – pełne patosu wypowiedzi zupełnie niepasujące do jego wieku i sytuacji i przerysowane reakcje czy też lekko absurdalny proces wnioskowania. Chociaż ten upór podpada moim zdaniem już pod stalking. W ogóle to całe zawiązanie wiecznej przyjaźni było w swoich okolicznościach tak głupie, że podejrzewam chęć parodii, tylko niestety trafiła gdzieś obok mojego poczucia humoru.

Wizualnie jest tak sobie, bo postaci są standardowe, tła miejskie momentami nawet ładne, ale puste i od linijki, las zielony, noc ciemnoszara, a zaklęcia mało atrakcyjne, wliczając w to czerwone gwiazdki w czerwonych oczach Arda. Animacja też nie jakaś tragiczna, ale postacie potrafiły się momentami dość znacznie deformować. Pod tym względem ending jest tak oszczędnościowy, że go wcale nie ma, napisy lecą na czarnym tle z jakimś brzęczeniem. Dźwiękowo – no, aktorzy się starają, to na pewno… przynajmniej Ireena nie piszczy, to już jest jakiś plus.

Leave a comment for: "Shijou Saikyou no Daimaou, Murabito A ni Tensei Suru – odcinek 1"