Shijou Saikyou no Daimaou, Murabito A ni Tensei Suru – odcinek 2

Nie pamiętam, kiedy ostatnio czułam taką niechęć do pisania zajawki jak w przypadku tego tytułu. Wybaczcie zatem, ale będzie krótka i nawet bez złośliwości, bo szkoda mi jadu.

Na początku dyrektor szkoły jest zachwycony nowymi uczniami, bo okazuje się, że ta przypalanka z goblinami sprzed paru lat uczyniła ich sławnymi. Po drugie, oboje są dziećmi sławnych rodziców, magów-bohaterów, którzy uratowali państwo przed zagrożeniem, bodajże smokiem. To, że ta informacja stanowi dla kilkunastoletniego Arda nowość, nie mieści mi się w żadnej przegródce z kliszami. Po trzecie, chłopak zdał do szkoły z zerowym wynikiem, ponieważ jego teoria magii stanowiła coś niesłychanie genialnego i zupełnie niekompatybilnego z przewidzianą listą odpowiedzi.

To wszystko sprawia, że Ard już od pierwszej chwili w szkole jest obiektem zainteresowania wszystkich, a to oczywiście prowadzi do konfliktu z samozwańczym szkolnym samcem alfa, aroganckim wielkopańskim elfem, łącznie z pojedynkiem na magiczne kręgi, oczywiście wygranym przez Arda z palcem w nosie i lekkim zdziwieniem, co też tu i teraz uchodzi za potężne zaklęcia. Bezpośrednią przyczyną było stanięcie w obronie poniewieranej przez elfa różowowłosej panny, ponoć sukuba, ale raczej mało asertywnego, z którą bohaterowie z miejsca tworzą nakama team. A jak Ard smażył elfa, dodatkowo nałożył na niego ochronę, czyli zastosował jednocześnie dwa zaklęcia i wszyscy wpadli w zachwyt, bo coś takiego to „Lost Skill”. To przyciągnęło (jeszcze bardziej) uwagę wykładowczyni, seksownej ogoniastej generał z przeszłości Arda (wówczas Varvatosa), a ten poci się na myśl, że ona się domyśli prawdy, tylko co chwila zapomina, żeby się lepiej kamuflować. Nauczycielka sprawdziłaby się w Sparcie, bo na pierwszą lekcję wysyła uczniów trójkami do lochów, każąc polować na piekielne ogary.

Ard, Ireena i przygarnięta przez nich zastraszona Ginny zaliczają rzecz jasne spektakularny sukces, kładąc pokotem całe stado i dodatkowo bossa dolnego poziomu, minotaura, a to dzięki temu, że Ard wymyśla sposób rzucania zaklęć czerpiących energię z many w powietrzu, a nie z samego zaklinacza, więc od teraz i Ginny może smażyć wrogów na dwadzieścia cztery fajerki. Dobrze, że w przypadku aroganckiego elfa, który się jej czepiał z racji „jej rodzina służy mojej rodzinie”, ograniczyła się do przemocy czysto fizycznej. Wilczyca zaś na koniec domaga się od Arda wyjaśnień i niestety będę musiała za tydzień sprawdzić, co jej odpowie.

No cóż, bohater jest wszechcudowny do obrzydzenia, nie ma przy tym ani odrobiny uroku, która by to równoważyła, a momentami wydaje się półgłówkiem z brakami podstawowej wiedzy o świecie, w którym spędził już przecież kilkanaście lat. I denerwuje mnie jego seiyuu. Z kolei panienki są niewiarygodnie schematyczne, nie wiadomo która bardziej, a mundurki (oraz strój wilczycy) projektował im chyba ktoś związany z „Playboyem”. Zaklęcia są nudne, lokacje są nudne, przeciwnicy są nudni… I naprawdę trudno to pociągnąć pod parodię; mam paskudne podejrzenie, że twórcy to tak na serio.

Leave a comment for: "Shijou Saikyou no Daimaou, Murabito A ni Tensei Suru – odcinek 2"