Shijou Saikyou no Daimaou Murabito A ni Tensei Suru – odcinek 3

A tam grządki czekają na skopanie, o ileż więcej przyjemności i pożytku niż oglądanie tego i opisywanie…

  • Ard i Ireena otrzymują propozycję od dyrektora wzięcia udziału w magicznym evencie ku czci królowej, Ard się wzbrania, wilczyca – Olivia – dość wyraźnie sugeruje, że podejrzewa, kim może być, nawiązując do postaci „głupiego (przybranego) otouto”, który wziął i reinkarnował, bez pytania ją o zdanie. Nawiasem, dobrze się ta pani trzyma. Chłopak obiecuje, że się zastanowi, bo w grę wchodzi budżet szkoły.
  • Ginny na szkolnym korytarzu znienacka prosi Arda o randkę, po czym przyłącza się zazdrosna – nic o nim bez niej! – Ireena, co dla sukkuba nie jest żadnym problemem, bo przecież taki chłopak powinien mieć harem. Elfce trzeba wytłumaczyć znaczenie słowa, co wywołuje protest, więc rozumiem, że na razie harem pozostanie okrojony do nich dwóch. Aha, sukkub nie ma oporów przed zaproszeniem Arda na randkę, ale przejście z nim na „ty” bez żadnych dodatków ją zbytnio onieśmiela.

  • Randka obejmuje pójście do kina… tfu, teatru, gdzie akurat wystawiają sztukę o wielkim Varvatosie, co budzi mieszane uczucia bohatera, zwłaszcza że wątek z jego elficką przyjaciółką (ukochaną?) Lydią nie do końca przystaje do rzeczywistości. Potem dziewczyny dalej próbują go rozerwać, staje na wersji Ginny – podobno budzą się w niej sukkubie moce, to pewnie dlatego – po czym w drodze do celu trójka uczniów trafia na konspirujących w ciemnym zaułku zakapturzonych i zamaskowanych knujów.
  • Knuje knują zamach na życie królowej, więc Ard postanawia ich śledzić, panienki rzecz jasna lezą za nim. Chłopak nawet nie protestuje, bo przecież je ochroni. W kanałach dochodzi do konfrontacji, mającej świadczyć o tym, że nie takie durne te knuje, jak się wydawały, bo to pułapka na Arda była – ale ani wielki magiczny krąg, ani stanięcie w płomieniach, ani przemiana przywódcy w demona, ani jego ucieczka na durch przez strop na nim żadnego wrażenia nie zrobiły, uniósł się w powietrze i kontynuował bohaterskie działania.
  • Wymagało to wygłoszenia do miejscowych przemowy „Nie macie się czego lękać, jestem synem sławnego Jacka Meteora, uratuję was”, podobno aby uniknąć paniki wśród tłumu; uratowania zakładniczki z łapsk demona, do czego wystarczyła iluzja, kolejnego wielkiego kręgu i w efekcie spopielenia przeciwnika. Oraz bycia wytrzęsionym przez podrzucanie na hurra.

  • Z racji tych dokonań trójka (choć panienki palcem nie kiwnęły) znajduje się przed obliczem królowej i tu dopiero się zaczyna… Znaczy, ja dopuszczam, że to może miało być w zamyśle śmieszne, ale naprawdę? Naprawdę? Królowa jest oszałamiająco piękna, seksowna i najwyraźniej ma nie po kolei w głowie, bo nie tylko ot tak sobie obdarza wszystkich troje po kolei tytułem „penatagona” – jak mniemam, chodzi o maga wysokiej rangi – nawet jeśli dziewczyny muszą do niego dorosnąć, ale też proponuje Ardowi ślub, a przynajmniej zostanie ojcem następcy tronu. Ekhem, niby żarcik taki, a podobno na dworze panuje surowa etykieta, sądząc po szambelanie. W każdym razie Ard jest zszokowany, Ginny zachwycona (harem!), Ireena przeciwnie, chociaż jak się okazuje, jest z królową na ty, bo się przyjaźnią od dzieciństwa. Że najwyraźniej nikt na dworze o tym nie wiedział, podobnie jak jej drugi przyjaciel od co najmniej dekady, to znów nieistotne.

  • Co tam dalej… Aha, jeszcze miał ich skopać zaszczyt reprezentowania królowej na owym evencie, ale Ard – nadal przecież pragnący się nie wyróżniać, no bo latanie i anihilowanie demonów na oczach mieszczan, z wcześniejszym przedstawieniem się imieniem i nazwiskiem, się nie liczy – poprosił, by zamiast tego królowa podniosła szkole fundusze. Przypuszczam, że w evencie i tak jakimś sposobem wystąpią, ale sprawdzać tego nie mam zamiaru. A, jeszcze w kolejnym zaułku pojawiły się kolejne knuje, z ich gadki wynika, że faktycznie celem tej idiotycznej pułapki było sprawdzenie możliwości Arda Meteora. Pada wzmianka o jakimś potworze i jakiejś kobiecie. Tego też się nie dowiem i wcale nie żałuję.

Ja rozumiem, że ogrywanie schematów może być samo w sobie zabawne i sprawiać przyjemność komuś, kto takie schematy lubi – ja takich akurat nie, więc nie twierdzę, że się znam czy jestem obiektywna, ale na litość, nie wierzę, że nie da się tego zrobić lepiej! To anime nie ma ani sensu, ani uroku, przede wszystkim z racji głównego bohatera, który będąc totalnym przepakiem i podobno starając się udawać „typowego nikogo”, oczom widzów jawi się jako przygłup i nieogar osiągający efekt odwrotny od zamierzonego. Mam wrażenie, że nawet jego seiyuu to wie, bo brzmi zupełnie nieprzekonująco (albo to moja nieobiektywność). Przyboczne panienki stanowią przede wszystkim wieszaki na atrybuty, bynajmniej nie magiczne, wyjątkowo w tym odcinku eksponowane, a ich charaktery są płytkie jak kałuża w sierpniu, tylko jeszcze bardziej jednostronne. Królowa… jest walnięta, co może być plusem, ale nie musi, podobnie jak Olivia, co to niby od razu rozgryzła sekret bohatera i podejrzewam, że okaże się ową czyhającą na jego życie kobietą-knujem. Tła są pustawe, statyści tacy sobie, postaci bohaterów momentami gubią proporcje, zaklęcia żadną oryginalnością ani nawet szczególną efektownością nie grzeszą, ale powiedzmy, że wizualnie jest do przeżycia. Muzykę słyszałam głównie wtedy, kiedy zdawała się sugerować, iż powinnam czuć się rozbawiona. No co ja mogę napisać… nie polecam, chociaż pewnie fani tego rodzaju historii sami zechcą się przekonać.

Leave a comment for: "Shijou Saikyou no Daimaou Murabito A ni Tensei Suru – odcinek 3"