Tomodachi Game – odcinek 1

Przez większość odcinka nie mogłam przestać myśleć o tym, jakie to jest brzydkie. Grube kontury postaci, jak kawałek płaskiego papieru nałożonego na tło, odcinające się komputerowe ruchome elementy, napstrzone tandetnymi efektami specjalnymi ujęcia (twarz zastygła w szoku na negatywie, chlapanie atramentem, latające pieniądze, czerwony oczy itp.)… Gdybym miała zgadywać, to powiedziałabym, że twórcy robili to na ostatnią chwilę, bez zastanowienia, uważając widza za bezmyślnego połykacza wszelkiej kontrowersji.

Dodajmy, że kontrowersji przemaglowanej wzdłuż i wszerz wielokrotnie, bo ileż już powstało tytułów, nie tylko w anime, traktujących o grupie ludzi biorących udział w jakiejś niebezpiecznej grze, która przy okazji odkrywa ich paskudne charaktery? Tutaj zaczyna się to w liceum: gdy giną uzbierane na wycieczkę szkolną 2 miliony jenów (niecałe 70 tysięcy zł), pięcioro przyjaciół zostaje porwanych do gry. Najprawdopodobniej któreś z nich wkopało w to resztę, aby spłacić swój dług: 20 milionów jenów (prawie 700 tysięcy), osoba ta wpłaciła bowiem „wpisowe” do gry, które wynosi dokładnie tyle, ile wspomniane wcześniej ukradzione pieniądze… Do takich wniosków dochodzi główny bohater, Yuuichi Katagiri, z którego punktu widzenia wszystko oglądamy. Trzej panowie (bogaty lekkoduch, perfekcyjny kujon oraz główny bohater) oraz dwie panie (porządna przewodnicząca i nieśmiała dobra dusza) wezmą udział w grze, przedstawionej im przez osobnika w stroju bohatera z jakiejś animacji.

Pierwszą grą jest kokkuri, czyli zadawanie pytań i wspólne przesuwanie monetą na „tak” lub „nie”. Gry są obostrzone różnymi zasadami, aby otworzyć drogę kombinowaniu na swoją korzyść, a tym samym niekorzyść innych i inne manipulacje, wywołujące na twarzach postaci dzikie uśmiechy, a w tle wspomniane mroczne plamy czy wiry, znamionujące uderzenia (nieistniejącego) dramatyzmu czy jakiegoś straszliwego konfliktu w duszy postaci. Postaci, która w sumie mało widza obchodzi, bo wszyscy po obu stronach ekranu po błyskawicznym przedstawieniu zostali wrzuceni do białego pomieszczenia gry.  Jedyne, co nastraja w tym przypadku umiarkowanym optymizmem, są umieszczane gęsto retrospekcje ukazujące relacje głównego bohatera z pozostałymi postaciami, a z tego, co wiem, retrospekcji będzie więcej,  więc może jeszcze jakiś widz zdąży się przejąć losem postaci przed końcem serii.

Drażni mnie nieporadność i toporność reżyserii, drażnią mnie kiczowate graficzne zabiegi, a najbardziej drażni mnie łopatologiczne budowanie napięcia opierające się na niepewności, czy dotychczasowym przyjaciołom można ufać. Na początku odniosłam też wrażenie, że postaci knują razem przeciwko bohaterowi i tylko on pozostaje w nieświadomości, biedny i zszokowany, pod wpływem grupy przestający myśleć samodzielnie, by na koniec nagle zrobić zwrot o 180 stopni i wyszczerzyć zęby jak szaleniec. Co do zachowania jego „przyjaciół” nie mam pewności, ale wszystkie prezentowane przeżycia i zachowania Yuuichiego wydają się szczere i prawdziwe, jako że mamy wgląd do jego głowy. Widać więc już na wstępie, że pan ma problemy psychiczne i najprawdopodobniej będzie je intensywnie rozwijał w trakcie serii.

Leave a comment for: "Tomodachi Game – odcinek 1"