Yuusha, Yamemasu – odcinek 1

Wielu zapewne rozważało w życiu opcję, aby rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady… Leon Demonheart po zakończeniu swojej misji jako bohater i jedyna nadzieja świata czyli odparcia inwazji demonów i pokonaniu ich przywódczyni, został niejako do tego zmuszony. Ze względu na jego ogromną siłę i samodzielnemu położeniu kresu najeźdźcy ludzkości, sam stał się obiektem lęku i został wygnany. Czy załamał się, popadł w alkoholizm i zakończył swoje życie? Otóż nie, gdyż okazało się, że armia demonów prowadzi rekrutacje, a owe Bieszczady go potrzebują! Postanawia więc stawić się na rozmowę rekrutacyjną i dzięki swoim umiejętnościom pomóc odbudować armię, którą własnoręcznie zniszczył. Może i chichot losu, ale przecież wśród ludzi nic go już nie trzyma.

Rzecz jasna, nie został przyjęty z otwartymi ramionami przez Echidnę, królową demonów. Szansę postanawiają mu dać jednak jej podwładni, którzy po wysłuchaniu jego historii decydują się na miesięczny okres próbny. Zadanie nie jest łatwe – demony sobie totalnie nie radzą z odbudową armii i gospodarki od podstaw, więc jego rozmaite talenty na pewno się przydadzą. Tylko chwila, chwilunia… Czy ja gdzieś takiego obrotu spraw ostatnio nie widziałem? Serii o genialnych osobnikach stawiających na nogi królestwa ostatnio nie brakowało. Czym więc chce wyróżnić się Yuusha, Yamemasu? Szczerze mówiąc, to nie wiem. Harem ślicznych dziewcząt? Jest. Talent organizacyjny i wiedza o rozmaitych zagadnieniach gospodarczych bohatera? Jest. Świat fantasy, magii i miecza? No oczywiście. Jeden aspekt za to na pewno się wyróżnia, jeśli nie oryginalnością to podejściem – już w pierwszym odcinku, dzięki retrospekcjom i opowieści Leona, poznajemy dość dobrze główną obsadę. Gorzej, że niczym szczególnym się ona nie wyróżnia. Mamy przynajmniej trzy kandydatki do haremu bohatera (z czego jedna, najmniejsza i najmłodsza oficjalnie wieszająca mu się na szyi), dość bezmyślny osiłek i tajemniczy zabójca, który o zgrozo jest chyba jednak zabójczynią. Panie wszystkie oczywiście słodkie, zakłopotane i emocjonalnie niestabilne. Czego chcieć więcej? Co prawda doceniam dość szczegółowe wprowadzenie do fabuły i przedstawienie postaci, ale ostatnie wydają się mało ciekawe. Rzecz jasna, pożyjemy zobaczymy, może Leon i ekipa w następnych odcinkach czymś mnie zachwycą? Ciężko wyrokować, jaką dokładnie ścieżką podąży ten tytuł, więc mimo wielu przesłanek nie wykluczam możliwości bycia przyjemnym dla widza anime.

Oprawa wizualna stoi na dobrym poziomie. Projekty postaci są zróżnicowane i szczegółowe, dość bogata mimika pokazuje ich emocje, a same sylwetki nie deformują się podczas przechodzenia na drugi plan. Pozytywnym zaskoczeniem są też tła, gdzie nawet w dość ciemnych scenach nie brakowało im detali. Co prawda nie uświadczyliśmy zbyt wiele scen dynamicznych animacji, ale w urywkach z retrospekcji widać, że potencjalne walki wraz z użyciem magii mają potencjał bycia ozdobą serii. Oprawa dźwiękowa pierwszego odcinka była jednak dość skąpa. Momentami odnosiłem wrażenie jej braku, co nie wróży dobrze. Nie chcę tutaj jednak wyrokować – odcinek był w dużej części przegadany i być może w następnych coś się tutaj zmieni.

Leave a comment for: "Yuusha, Yamemasu – odcinek 1"