Yuusha, Yamemasu – odcinek 3

Los rzuca przed Leo nowe wyzwanie. Tym razem ma za zadanie dopilnować Lily, która ma za zadanie ściągnąć ogromną dostawę towarów z tropikalnej okolicy zwanej Largo. Niestety, tym razem nasz bohater będzie miał mocno pod górkę – młoda jest totalnie nieokrzesana, a do tego ma pełnię władzy, więc jego wytyczne dla pracowników nie bardzo mają wśród nich posłuch. Czasu nie ma zbyt wiele, więc Leo postanawia użyć postępu aby nauczyć przełożoną wykorzystania dostępnych zasobów ludzkich i organizacji pracy. Niestety, Lily totalnie gdzieś ma przeciwności losu i brutalną siłą pokonuje wyzwania postawione przed nią w celu nauczenia się pracy zbiorowej. Czy dla królestwa demonów jest jeszcze nadzieja na dostawę tak potrzebnych surowców na czas?

Szczerze mówiąc trudno mi w ogóle znaleźć jakiekolwiek pozytywy po seansie tego odcinka. Mamy tu dosłownie niańczenie dzieciaka, któremu powierzono rolę dalece przerastającą jego obecny stan mentalny i możliwości. Leo, który wpadł na pomysł udawania śmiertelnie zatrutego po ukąszeniu węża i rzuceniu wyzwań przed Lily, która pokonując je miała nauczyć się pracy zespołowej i finalnie zdobyć dla niego jakieś lecznicze zioła, wypadł na totalnego durnia. Może to był zamysł komediowy? Skąd do diabła wiedział, gdzie rosną lecznicze zioła, skoro parę minut wcześniej opowiadał o Largo jako nieodkrytym miejscu? W jaki sposób Lily, mimo wypełnienia zadania własnym uporem i brutalną siłą nagle ogarnęła pracę zespołową pozwalającą momentalnie zorganizować transport surowców? Na te pytania odpowiedzi nie zna chyba nawet twórca oryginału. Ważne, że Leo po raz kolejny wraca w glorii i chwale, a za chwilę wpadnie w kolejne tarapaty – chce się z nim widzieć sama Echidna, rzecz jasna z jego alter ego – Black Onyxem. Czyżby odkryła mistyfikację?

Yuusha, Yamemasu jak na razie nie ma nic do zaoferowania. Mamy tu do bólu przeciętną historię pełną dziur, mieszaninę niezbyt nieciekawych postaci i zdaje mi się że totalny brak pomysłu na jakąkolwiek ciekawą fabułę. Najlepszym elementem jest chyba opening, który ma dynamiczną animację przyciągającą oko i piosenkę wpadającą w ucho. Poza tym nie widzę tutaj nic wartego kontynuowania seansu, a jeśli seria ma coś do zaproponowania to zostawiła to na później i bardzo dobrze to ukrywa.  Przekomarzania się Leo ze Steiną może i byłyby uroczym dodatkiem, gdyby nie fakt, że próbuje się z nich zrobić główną atrakcję. Czy kontynuować seans? Ja szczerze odradzam, chociaż nie ma tu też nic mocno odrzucającego – ot, do bólu przeciętny tytuł długimi momentami nużący widza

.

 

Leave a comment for: "Yuusha, Yamemasu – odcinek 3"