Extreme Hearts – odcinek 2

Trwają eliminacje Extreme Hearts, Hiyori, Saki i Sumika walczą o ty, aby ich na szybko stworzona grupka RISE (troje ludzi, cztery roboty) zdobyła prawo do reprezentowania Kanagawy. Po piłce nożnej czas na kolejne dyscypliny, a pomoc byłej piłkarki nożnej (Saki) oraz bejsbolistki (Sumika) – obu na poziomie krajowym w swojej klasie wiekowej – pozwala głównej bohaterce piąć się coraz wyżej w rozpisce. Wszystkie trzy oficjalnie stają się drużyną – już nie tylko piosenkarką i jej nauczycielkami. A jako że istnieje niepisana umowa, że osoby biorące udział w Extreme Hearts muszą być artystkami, to Saki i Sumika również zaczynają pobierać lekcje od Hiyori – w śpiewaniu.

Wygląda to tak, że Saki i Sumika całe poświęcają się teraz dla bohaterki – albo ją uczą sportu, albo od niej uczą się śpiewania. Chciałabym mieć ten komfort przy oglądaniu i wiedzieć, co one zyskują w zamian, ale poza satysfakcją ze zwycięstw Hiyori, nie mają niczego. To im wystarcza. Nie wspominają nawet o żadnej własnej satysfakcji. Przyznam, że dla mnie to straszne, boję się takich ludzi. Sama Hiyori jest zaś niezmiernie wdzięczna za pomoc i intensywnie trenuje, aby również do czegoś się przydawać i wspomagać nowe koleżanki podczas gry. Przez intensywnie mam na myśli, że po treningach w dzień we trzy, sama trenuje całą noc, gdzieś w międzyczasie pisząc jeszcze piosenkę na ich występ w razie wygrania eliminacji (bo na tym etapie wygrywający ma 10 minut na scenie). Saki słusznie się o nią martwi – wygląda na to, że główna bohaterka należy do tych, co prędzej padną niż przestaną ćwiczyć i się rozwijać. A padną cicho i niezauważenie, bo za wszelką cenę ukrywają, że są zmęczeni.

Jak już pisałam, jest to seria stonowana, tak samo jak zresztą postaci – o spokojnym usposobieniu, nie krzyczą, a rozmawiają ze sobą, zaś cały czas antenowy poświęcony jest na pokazywanie jak ćwiczą i grają. Mamy tutaj sam konkret, ani jedna scena nie pokazuje, aby dziewczęta miały w życiu jakiekolwiek inne zajęcia niż wymienione wyżej (w przypadku Hiyori to nawet snu nie ma), także dialogi zawężone są tylko do najpotrzebniejszych. Uznaję to za zaletę, bo anime nie jest najwyższych lotów, a skupienie się na tym, co najważniejsze, nie zostawia wiele czasu na nudę.

W oczy rzuca się niestety masa stopklatek. Albo przesuwanie nieruchomej postaci po nieruchomym tle. Jednokolorowe tła. Zbliżenia. Animacja jest tak oszczędna, jak tylko się da i jeszcze trochę, choć widać, że twórcy starają się w miarę możliwości ją urozmaicić. Obserwując grę bohaterek, nasuwa się jeszcze pytanie, po co w serii ten cały sprzęt wspomagany? Nie wprowadza on do rozgrywek absolutnie niczego nowego, nie zmienia sposobu gry, a wysoko skakać, błyszczeć, czy kopać piłkę, żeby leciała jak pocisk, postaci ze sportówek animowanych potrafią i bez niego.

Leave a comment for: "Extreme Hearts – odcinek 2"