Kinsou no Vermeil – odcinek 3

Od słodkich przekąsek do pojedynku na arenie rodem z Uteny… Trzeba przyznać, że Kinsou no Vermeil ma rozmach. Początek odcinka to sceny z życia bohaterów. Vermeil poznaje nowe przysmaki, Alto dowiaduje się, kim są członkowie szkolnego samorządu (cała piątka mimo młodego wieku ma już złotą rangę) – swoją drogą, on jest już w drugiej klasie, jakim cudem nie widział ich wcześniej?! Ale nie czepiajmy się, bo chociaż łatwo uznać przelot eskadry smoków za jeszcze jeden detal wizualny między scenami z damskiej szatni a wspólnym prysznicem Alto i Vermeil, fabuła nieoczekiwanie gęstnieje.

Jeźdźcy Smoków to wpływowa grupa, na czele której stoi członkini samorządu, Chris Westland. Nie jest ona zachwycona tym, że jeden z jej podwładnych, a konkretnie Rex, przegrał walkę z jakimś tam drugoklasistą – zaś to niezadowolenie wysyła Reksa do przyszkolnego szpitala. Alto, Vermeil i Lilia odwiedzają go na zaproszenie jego kolegi (od którego w zeszłym odcinku zaczęła się cała chryja) i, no cóż… Alto niby obiecywał sobie, że nie będzie zwracać na siebie uwagi, ale są takie chwile w życiu żółwia… Mówiąc krótko: bohater oficjalnie wyzywa na pojedynek Chris, która okazuje się przeciwniczką nieporównywalnie groźniejszą od Reksa czy Lilii. Co z tego wyniknie? Przekonamy się w następnym odcinku, ponieważ walka została ucięta w momencie kulminacyjnym.

Nie jestem pewna, czy to kwestia „starociowatego” (w dobrym znaczeniu, jeśli o mnie chodzi!) klimatu tej serii, czy może poprzeczki leżącej w tym momencie na podłodze, ale całkiem poważnie powtórzę, że ogląda się to zaskakująco dobrze. Fanserwis pojawia sie konsekwentnie, do tego stopnia, że niektóre sceny istnieją wyłącznie dla niego. Przy tym jest bardzo oględny nawet wtedy gdy bohaterowie są nago (i nie jest to kwestia wersji), a prawdę mówiąc, gdyby się go pozbyć, seria ani by nie straciła, ani nie zyskała specjalnie. Już bardziej szkodzi jej CGI, chociaż twórcy mają dość dobrego gustu, żeby smoki pokazywać w możliwie krótkich ujęciach i tak, żeby ich trójwymiarowość (i niejaka toporność) jak najmniej rzucały się w oczy. Za to tła są dalej ładne, a moje skojarzenie z Uteną nie wzięło się znikąd. Nawet gdybym uznała wygląd areny pojedynkowej za przypadkową zbieżność, całkowitej pewności nabrałam po scenie pocałunku bohaterów przed pojedynkiem… Uzasadnionej fabularnie, rzecz jasna.

Z rzeczy bardziej konkretnych jakoś miło zobaczyć bohatera, który nie działa na zasadzie „wczoraj się isekajowałem, klękajcie narody”. Mam w ogóle wrażenie, że Alto ze względu na projekt postaci oraz (tak na pierwszy rzut oka) brak agresji w zachowaniu zostanie zakwalifikowany jako „miętki łamaga”, podczas gdy ja coraz bardziej dochodzę do wniosku, że jest jest on znacznie bardziej zakręcony niż się początkowo wydawało. Do tego nie musi od startu walczyć z potworem, który za trzy dni zniszczy świat; z mrocznym alter ego z przyszłości; ze złowrogim i potężnym kultem; ani z rasą demonów podstępnie ukrywających się wśród ludzi… Jego problemy mają skalę znacznie bardziej lokalną i trudno nie zauważyć, że na razie ściąga je sobie na głowę głównie na własne życzenie. Nie powiem, jestem naprawdę ciekawa, jak się potoczy dalej fabuła.

Leave a comment for: "Kinsou no Vermeil – odcinek 3"