Kumichou Musume to Sewagakari – odcinek 1

Tooru Kirishima to nie jakiś tam szeregowy yakuza, ale prawa ręka szefa gangu, osobnik znany z bezwzględności i brutalności. A także pochopnych działań. W związku z tym pewnego pięknego dnia dostaje zadanie, które ma go nauczyć odpowiedzialności: będzie się opiekować siedmioletnią Yaeką, która właśnie wprowadziła się do siedziby yakuzy, żeby zamieszkać ze swoim tatą, rzeczonym szefem gangu. Kirishima przyjmuje nową misję bez zachwytu, ale i bez sprzeciwu (nie ma zresztą wyboru). Yaeka także nie jest szczególnie zachwycona, ale skoro jej tata jest wiecznie zajęty, a mama trwale nieobecna (z ostatnich scen wynika, że chyba leży w śpiączce, nie na cmentarzu, ale na jedno wychodzi), dziewczynka musi zaakceptować swojego opiekuna. I… no właśnie. Właściwie nic z tego nie wynika.

Muszę powiedzieć, że ten odcinek mnie mocno rozczarował. Nie wiem, czy to wina materiału źródłowego, czy też adaptacji, ale był przede wszystkim zdecydowanie nudny, a w przerwach sztucznie ckliwy. Wydawałoby się, że motyw „nieodpowiedzialny dorosły facet dostaje pod opiekę dziecko” to absolutny i niezawodny samograj, tym bardziej, jeśli facet jest gangsterem i twardzielem, a dziecko – małą dziewczynką. Co więc tutaj zawiodło? Chyba jednocześnie kilka rzeczy. Oczywiście tempo wydarzeń, ale także ich niepowiązanie. Oglądamy jakąś przypadkową robotę Kirishimy, zlecenie mu opieki nad Yaeką, a potem epizody, w której czesze jej włosy, odprowadza do szkoły, przychodzi na dzień otwarty… Nie ma w tym żadnego rytmu. Nie ma także cienia chemii pomiędzy tą dwójką, żadnego „docierania się” niedopasowanych połówek duetu protagonistów. Kirishima nie jest zachwycony, ale ze swoich obowiązków wywiązuje się spokojnie i bez zarzutu, nie zalicza komediowych wpadek, ale też nie robi w ogóle niczego interesującego. Yaeka jest świadoma sytuacji, w jakiej się znajduje (nie dostaniemy nic w stylu Kakushigoto) i jest cicha, grzeczna, a przy tym sztuczna. Nie sprawia wrażenia małego dziecka, nie sprawia nawet wrażenia przerysowanego małego dziecka – na razie jest bardziej rekwizytem dla Kirishimy niż samodzielną postacią. Do tego dochodzi realna tymczasowość ich układu – Yaeka mieszka w siedzibie gangu, kontakt z ojcem ma na co dzień, więc właściwie nie ma powodów, dla których miałaby nawiązywać bliższą więź z Kirishimą (poza założeniem scenarzysty).

Ogólne wrażenie sztuczności potęguje statyczna grafika (złapanie zrzutek było prawdziwą męką), pełna zbliżeń na twarze i pustych przestrzeni w tle. W sumie jeśli to ma być komedia, to niezbyt zabawna, chociaż w sumie nie widziałam tu nic zabawnego, więc może to nie miało być śmieszne? Nie jestem pewna. Jeśli okruchy życia, to zbyt sztuczne i wyprane z emocji, żeby zrobić wrażenie. Aż szkoda Yoshimasy Hosoyi, który stara się w roli Kirishimy, jak może, ale w zasadzie na razie nie ma po prostu nikogo, kto by mu tutaj partnerował.

Leave a comment for: "Kumichou Musume to Sewagakari – odcinek 1"