Kumichou Musume to Sewagakari – odcinek 2

Boss Sakuragi zastanawia się nad wizytą u pogrążonej w śpiączce żony w szpitalu, na razie jednak zleca Kirishimie i Sugiharze misję poboczną – mają znaleźć dwóch jegomościów, którzy krążą po mieście, podają się za nich i szkodzą dobremu imieniu gangu Sakuragi. Panowie biorą się do pracy, przerwanej na trochę wypadem na lokalny festyn z Yaeką, po czym nachodzą uzurpatorów i przepędzają ich, gdzie pieprz rośnie. W drugiej części odcinka Yaeka daje rzadki upust swoim negatywnym emocjom i oznajmia, że nie chce odwiedzać mamy i mama na pewno jej nie kocha. Na szczęście pomaga interwencja Kirishimy, który w długiej rozmowie przekonuje małą, że mamie na niej zależało i opowiada, jak wspaniałą osobą była. Przy okazji dowiadujemy się, że przyczyną wieloletniej śpiączki nie jest choroba, a wypadek, po którym pani była na tyle przytomna, żeby polecić Kirishimie opiekę nad jej mężem i dzieckiem… Ostatecznie wszystko kończy się dobrze, acz na wizytę w szpitalu przyjdzie nam poczekać do kolejnego odcinka.

Niestety, drugi odcinek wykopał tej serii jeszcze głębszą dziurę niż pierwszy. Widać już wyraźnie, że to nie mają być komediowe okruchy życia, tylko ckliwo-melodramatyczne okruchy życia w sosie wyciśniętym z najbardziej tandetnych oper mydlanych. Irytujące jest tutaj wszystko. Fabuła złożona z kawałków, które nie są w żaden sposob powiązane (jak poszukiwania uzurpatorów i wypad na festyn), a same w sobie okazują się nieciekawe i pozbawione puenty (po co właściwie był ten wątek uzurpatorów?). Przypominanie przy każdej okazji, że Yaeka to biedna i dzielna sierotka. Wyidealizowanie postaci – Yaeka to wielkookie, smutne i grzeczne dzieciątko jak z plakatów kampanii społecznej; Kirishima bez najmniejszego trudu wchodzi w rolę cierpliwego i ciepłego opiekuna, który ma zadatki na psychoterapeutę (chociaż w sumie jego rozmowę o mamie Yaeki można by podciągnąć pod manipulację psychologiczną), Sugihara to już w ogóle do rany przyłóż, nawet tatuś Sakuragi jest troskliwy i wyrozumiały, chociaż chyba przyklejony do podłogi w tym jednym pokoju, w którym go stale widzimy.

Łapanie zrzutek to mordęga, bo prawie nic się nie rusza, a co gorsza, w zasadzie nic nie jest interesujące na tyle, żeby warto to było prezentować. Naprawdę nie spodziewałam się, że ta seria wzbudzi we mnie tak negatywne emocje. Czekam tylko na odcinek trzeci i jeśli nie stanie się cud, rozstanę się z nią na dobre i ze sporą ulgą.

Leave a comment for: "Kumichou Musume to Sewagakari – odcinek 2"