Kuro no Shoukanshi – odcinek 1

Kelvin budzi się w świecie fantasy, bez wspomnień, ale z ustalonym zestawem przydatnych umiejętności. W poprzednim świecie zginął przez boski błąd, więc aby mu to wynagrodzić, rzeczony bóg zwrócił się do bogini reinkarnacji, Melfiny, z prośbą, czy by go nie mogła zreinkarnować. Okazuje się, że bohater wykorzystał okazję i, zadurzony w Melfinie od pierwszego kopa, przekonał ją, aby została jego głównym „przyzwańcem” (na litość, polski odpowiednik summona!) w nowym świecie, na co ta się chętnie zgodziła, traktując to jako wakacje. Niestety, by ją przyzwać, musi mieć odpowiednio dużo punktów magii, a do tego droga daleka, tak więc bogini na razie uczestniczy w przygodzie w postaci latającej karty oraz głosu podpowiadającego i uczącego Kelvina zasad nowego świata. Na przykład tego, że przy rejestracji w Gildii nie powinien wpisać „Przywoływacza”, bo są tylko po jednym na państwo i by zwrócił na siebie niepotrzebną uwagę. Oraz tego, jak używać umiejętności i zawierać kontrakty z kolejnymi stworzeniami. Kasy też nie ma za dużo, bowiem bogini uznała, że w ten sposób bardziej będzie mógł doceniać drogę na szczyt. Cóż, zobaczymy, czy Kelvin doceni. Mamy jeszcze jakieś przebłyski świata i stosunków w nim panujących, ale to raczej w postaci mapy i niebyt przyjemnego procederu sprzedaży niewolników w bocznych uliczkach. Na tym się wiedza o świecie dla widza kończy.

 

Najpierw zacznę od tego, co mnie irytowało – intonacja bogini-podpowiadajki. Nie mam nic przeciwko temu, żeby mówiła bohaterowi, co robić, w końcu stracił pamięć i ma pierwszy poziom. Jednak pobłażliwa intonacja w trakcie przekazywania informacji o tym, co robić, bardzo mi się gryzła ze spokojem i kompetentnym zachowaniem bohatera. Na tym się moja irytacja kończy, bowiem poświęciłam się w całości śledzeniu animacji, i mogę powiedzieć z ręką na sercu „rany kota, tam się wszystko rusza, nawet jak się nie rusza”. Pierwszy plan, czyli bohater, co się rusza, drapie, przeciąga, drugi plan i ludzie patrzący się na targu na Kelvina przeżywającego załamanie nerwowe i odsuwający się, czy po prostu chodzący po ulicy, robiący coś w Gildii, zwierzątka i śluzki. Rusza się. O tłach nie wspomnę, bo też są dopracowane, tak samo jak i kadrowanie. Jest kilka miejsc, gdzie widać większą kanciastość bohatera, ale nadal, też się tam rusza, a nie stoi jak kołek.  Jeśli pierwszy odcinek miał zachęcić wizualnie – to mnie zachęcił, widzów-graczy natomiast ostrzegam – informacje bogini o stosowaniu umiejętności znacie z każdego RPG, więc raczej cieszcie się animacją póki możecie.

 

Leave a comment for: "Kuro no Shoukanshi – odcinek 1"