Shine Post – odcinek 2

Dziewczęta stają przed pierwszym wyzwaniem: rozdać sto biletów na najbliższy koncert. Stają więc przed budynkiem swojego producenta i wykrzykują zaproszenie do przechodniów. Zainteresowanych jest niewielu, po bilety przybywają głównie ich wierne fanki i fani, których bohaterki rozpoznają już z imienia. Cały czas wszystko z oddali obserwuje menadżer, oceniając, jak sobie radzą. Pod koniec dnia nie udało się rozdać nawet połowy biletów, więc po jednym telefonie do koleżanki z branży zabiera je pod stadion, na którym kończy się właśnie koncert innego zespołu. Panie są wystraszone i przekonane, że ich zespołowi nie wypada w takiej sytuacji się reklamować, ale zostają zapewnione przez swojego menadżera i menadżerkę śpiewającego właśnie duetu, że wszystko jest dogadane i mają pozwolenie. Tak jak Naoki przewidział, błyskawicznie rozdają pozostałe bilety.

Następnego dnia muszą wystąpić przed o wiele większą widownią niż zwykle, denerwują się, ale dobry menadżer każdej powie kilka magicznych słów i świetnie im pójdzie. No dobrze, nie magicznych, a zwykłych, ale liczy się efekt. Podczas ich występu następuje tajemnicza wymiana zdań między nim a menadżerką wspomnianego duetu, która przyszła na koncert ze swoimi podopiecznymi. Otóż okazuje się, że mimo marnego wstępu jedna z członkiń TiNgS ma w sobie „to coś”. Przy tej okazji mamy przegląd zaskoczonych niespodziewanym objawieniem ludzi – niestety, nadal nie do końca wiemy, o co chodzi. A przynajmniej ja nie wiem, nie widzę tej niezwykłej przemiany, która wywołała ochy i achy, muszę polegać nas zapewnieniach innych postaci, że takowa miała miejsce.

To już kolejny element, po wspaniałości menadżera, w który musimy uwierzyć na słowo postaciom pobocznym, bo twórcom nie udało się go przekazać w bardziej naturalny sposób. Sporo tu też krzyków i zapewnień dziewcząt, że tym razem się uda, że to będzie dobry dzień, że odniosą sukces – najczęściej udawanych i mających im dodać odwagi. Poza tym seria nadaje się jednak do oglądania – głównie ze względu na wspomniany w poprzedniej zajawce ruch. Przyjemnie się na to po prostu patrzy. Tym razem animacji komputerowej wypatrzyłam trochę mniej, ale animacji występów również było niewiele, za to były momenty, w których deformowały się twarze postaci. Na razie to nadal tylko w miarę ciekawe patrzydełko – z nieirytującymi, ale i nie porywającymi postaciami – plasujące się właśnie gdzieś na tej najszerszej części skali pomiędzy anime słabymi a dobrymi. Odrobinę lepsze niż przeciętniak, bo niezbaczające (na razie) z głównego tematu w jakieś nieistotne byle słodkie zapychacze.

Leave a comment for: "Shine Post – odcinek 2"