Soredemo Ayumu wa Yosetekuru – odcinek 1

Samozwańczy klub shogi ma tylko dwoje członków: Urushi Yaotome i Ayumu Tanakę. W powtarzanych raz za razem partiach bardziej doświadczona Urushi nieodmiennie pokonuje młodszego kolegę, jednakże jego uwagi komplementy wywołują jej stałą frustrację i przyspieszają bicie jej serca. Czyżby romans był o krok? Niestety chłopak, mimo otwartych zachęt, pytań i podpowiedzi pozostaje niewzruszony jak skała. Czy to znaczy, że jest odporny na wdzięki Urushi i naprawdę interesuje go tylko szacowna gra planszowa? Ależ skądże; po prostu obiecał sobie, że wyzna swoje uczucia dopiero wtedy, gdy pokona dziewczynę w shogi. Jako że Urushi na to akurat nie wpadła, sytuacja romantyczna wydaje się całkowicie patowa.

Taka też pozostanie najprawdopodobniej do końca tej serii, jeśli Souichirou Yamamoto, czyli autor mangi, poszedł tutaj tą samą drogą, co w przypadku Karakai Jouzu no Takagi-san i oparł wątek przewodni na gonieniu w nieskończoność tego samego króliczka. Układ jest zresztą niemal identyczny: dziewczyna i chłopak zwierający się w nieustannych przepychankach słownych. Różnica polega na tym, że o ile Nishikata (szczególnie na początku) nie do końca wiedział, co czuje do Takagi, o tyle Ayumu ze swoich uczuć do Urushi zdaje sobie doskonale sprawę. Poza tym oczywiście Ayumu na wszelkie zaczepki reaguje pokerową twarzą, więc to Urushi cały czas się rumieni, peszy i złości – co zapewne dla widza ma być główną atrakcją seansu.

Odcinek rozbity jest na ledwie powiązane scenki, na szczęście na tyle krótkie, że szybko zmierzają do puenty i kończą się, zanim zaczną nużyć. Oglądamy pojedynek w shogi (przetykany komplementami pod adresem Urushi); potem dowiadujemy się, że Urushi ma jakąś koleżankę, a Ayumu z powodzeniem uprawiał kendo; potem Urushi ma nadzieję ściągnąć do klubu nową członkinię (plan spala na panewce); potem okazuje się, że Urushi nie przepada za wuefem. Na koniec Ayumu odprowadza Urushi do domu w ulewnym deszczu, pod wspólnym parasolem, co jest obowiązkowym punktem romansów w mangach i anime. Wszystko to ma być zabawne i pewnie dla kogoś może być zabawne, ale niestety nie dla mnie – humor oparty na zerowej komunikacji między bohaterami do mnie nie przemawia.

Pod względem wizualnym seria jest oszczędna, ale wydaje mi się, że może to być efekt zamierzony. Bohaterowie dużą część czasu siedzą nad planszą shogi (pokazywani z jednego statycznego ujęcia), tła są ubogie i przede wszystkim puste, a inni uczniowie w ogóle się nie poruszają, o ile nie jest to absolutnie konieczne. Ayumu z założenia pozbawiony jest mimiki – ten aspekt nadrabia Urushi, acz to, że jej wygląd to nieco inaczej pokolorowana kopia zarówno Takagi, jak i Tsubaki (bohaterki Kunoichi Tsubaki no Mune no Uchi), dla jednych widzów będzie zapewne dużym plusem, dla innych wręcz przeciwnie. Obejrzę z obowiązku jeszcze dwa odcinki, acz z całą pewnością nie więcej. Jeśli komuś brakuje szkolnych komedii z odcieniem romantycznym, może rzucić okiem, ale ogólnie niespecjalnie polecam.

Leave a comment for: "Soredemo Ayumu wa Yosetekuru – odcinek 1"