Yurei Deco – odcinek 1

Na wyspie Tomka Sawyera wyznacznikiem statusu są kredyty miłości – im więcej takowych kredytów się posiada, tym więcej możliwości można odblokować w swoim Deco, za pomocą którego możliwe jest dekorowanie otoczenia; takie zdobienia widoczne są tylko dla konkretnego użytkownika. Deco to swego rodzaju implant, który umieszcza się obywatelom wyspy w oczach już we wczesnym dzieciństwie.

Deco w prawym oku Berry, naszej głównej bohaterki, psuje się, dzięki czemu jest ona w stanie widzieć dziwne anomalie, między innymi niewidzialną dla innych tajemniczą osobę, która kradnie okolicznym mieszkańcom ich kredyty. Berry, zafascynowana opowieściami o tak zwanym Fantomie Zero, złodzieju, który rzekomo jest w stanie pozbawiać obywateli kredytów za pomocą jakiejś dziwnej sztuczki, postanawia podążyć za enigmatycznym jegomościem z nadzieją, iż okaże się on tym, którego odnaleźć pragnie.

Świat Yurei Deco jest… skomplikowany, a w pierwszym odcinku znalazło się wyjątkowo dużo wyjaśnień, czasem podanych wprost, czasem przemyconych gdzieś w tle. Nawał informacji odrobinę przeszkadza w odbiorze całości, która, owszem, jest ciekawa i widać, że wszystko tutaj zostało naprawdę dogłębnie przemyślane, ale jednocześnie na razie momentami trudno się w tym połapać, szczególnie, że Berry w trakcie tych dwudziestu paru minut nie tylko bawi się funkcjami swojego Deco, ale także przenosi się między światem realnym a rzeczywistością wirtualną (w której uczęszcza między innymi do szkoły). O tym, jak to dokładnie działa, na razie wzmianek było niewiele, chociaż ponownie przyznać muszę, że jest to koncept interesujący, jak zresztą większość tego, co zostało do tej pory zaprezentowane. Widzę tutaj duży potencjał, pytanie tylko, jak dalej z przedstawieniem świata poradzi sobie scenariusz.

Bardzo ciekawa jest oprawa wizualna, chociaż nie jestem fanem wszystkich decyzji podjętych przez Tomohisę Shimoyamę, reżysera serii, który odpowiadał także za scenorys i reżyserię pierwszego odcinka. Od samego początku nie do końca leżą mi na przykład kolory – dużo tu pstrokatych, często nie grających zupełnie ze sobą barw i choć rozumiem, jakie było założenie (tak najwidoczniej działa Deco), to myślę, że można było to przemyśleć nieco inaczej, tak, żeby może nie raziło w oczy. Nie podobają mi się też gradienty na postaciach, co jak zakładam miało pomóc w integracji z Adobe Animate (dawniej Flash, kojarzony raczej z amatorskimi produkcjami), którego, jak to w seriach Science Saru, jest całkiem sporo – przy jego pomocy wykonano kilka scen, ponadto w dużej ilości także inbetweeny (klatki pomiędzy klatkami kluczowymi). Najciekawiej zdecydowanie wypada rzeczywistość wirtualna, gdzie tła wykonane są w stu procentach komputerowo, głównie za pomocą grafiki 3D, postaci z kolei pozostają w 2D – efekt jest może daleki od ideału, ale prezentuje się co najmniej interesująco.

Największą zaletą strony technicznej są jednak zdecydowanie projekty postaci Akiry Honmy, bardzo kreskówkowe, w swoim duchu, nawiązujące nie tylko do produkcji zachodnich, ale także do wczesnych prac Masaakiego Yuasy. Obawiałem się nieco, że jego udział nie będzie zbyt wielki (i być może ostatecznie tak będzie, przekonamy się), natomiast ucieszył mnie fakt, że był jednym z trzech reżyserów animacji w tym odcinku i przyznać trzeba, że nadzorowane przez niego rysunki wypadły naprawdę bardzo, bardzo dobrze.

Jeśli o stronę audio chodzi natomiast, to tak jak można się było spodziewać, przeważają tu motywy elektroniczne i generalnie jest w porządku; muzyka oddaje specyficzny klimat wyspy, wpisując się w nieco dziwaczny nastrój serii. Podobnie pozytywnie wypada piosenka towarzysząca openingowi, czego z kolei nie mogę powiedzieć o tej, która gra przy napisach końcowych – zupełnie nie wpadła mi w ucho. Warto też na pewno wspomnieć o odgrywających główne postaci aktorkach głosowych – Mirze Kawatsuki oraz Annie Nagase, dla których są to w zasadzie pierwsze większe role. Nagase na swoim koncie ma już kilka występów (między innymi w aktualnie emitowanym Summer Time Render), natomiast Kawatsuki to absolutna debiutantka.

Zaintrygowany, ale nie zachwycony – tak w skrócie opisałbym swoje uczucia po pierwszym odcinku Yurei Deco. Stanowił on dosyć standardowy wstęp, momentami może nawet nieco nudny, końcowe sceny zwiastować mogą jednak, że za tydzień będzie działo się już trochę więcej i na to osobiście liczę. Bo jak już wspominałem, potencjał jest, kreatywna ekipa za sterami również, dlatego moje nadzieje pozostają wciąż wysokie.

Leave a comment for: "Yurei Deco – odcinek 1"